Albo człowiek na stare lata staje się za bardzo wymagający, albo po prostu za dużo horrorów ogląda :) Niestety nowe "Evil dead" moim skromnym zdaniem filmem wybitnym nie jest. Przede wszystkim brakowało mi wyrazistych bohaterów w stylu Asha, któremu widz kibicuje - tutaj nie ma komu bo wszyscy są tacy "nijacy". Trochę też chyba przegięli z doborem aktorów - brat głównej bohaterki nadawałby się bardziej do "Zmierzchu" niż do horroru z krwi i kości, a okularnik wyglądał jak niezamierzona parodia samego siebie. Ogólnie film niczym nie zaskakiwał - jak skrzypiały schody to wiadomo było że się złamią, jak zapalniczka w ciemności to wiadomo że ktoś się pojawi za osobą ją trzymającą i tak dalej. Chyba czas na wymyślenie nowych patentów bo stare powielają się od lat.
Ale żeby nie było że się czepiam - bardzo mi się podobała czołówka i zakończenie z wielkim, nagle pojawiającym się napisem - miła odskocznia od powoli wyłaniającego się tytułu przy mrocznej muzyce, jak to nam serwują w 99% horrorach. No i ta końcowa scena z piłą w "japie" - naprawdę robi wrażenie. Ogólnie bardzo krwawo (to teraz w modzie) ale mało ciekawie. Takie moje zdanie.

5.5/10