Typowy przykład filmu który można określić jako "spoko" i zaklasyfikować go do kategorii "dających radę". Niestety nic więcej. Mocno przesadzony, do tego wstawki religijne (krytyczne, ma się rozumieć) są w nim nieco z innej beczki.
Ogromny plus za to, że reżyser i scenarzysta ciężki klimat łagodzili sporą groteską.
Ogólnie rzecz ujmując jest to bardziej hardcore'owa wersja "Moralności pani Dulskiej". Bądź też softcore'owy "Visitor Q". :)
Ja też miałam skojarzenia z panią Dulską, nawet można by oddać sens filmu w określeniu "kamienica pani Dulskiej". Jednak oceniam ten film chyba wyżej, bo jest on dla mnie więcej, niż średniakiem. Wstawki religijne - WSZĘDZIE, na całym świecie, obłuda wiąże się m.in. z silną demonstracją własnej religijności i prawości (jakże opacznie rozumianej i jakże podszytej własną pychą), każdy pozór to uwielbia. W normalnej i pozbawionej obłudy społeczności taka historia nie mogłaby się wydarzyć, bo w normalnym społeczeństwie nikogo nie obchodziłoby zamieszkanie razem dwóch dziewczyn.
Co więcej, uważam, że takie filmy więcej mogą zrobić dobrego dla mniejszości seksualnej, niż słynne Marsze Równości. Pokazują bowiem, w jaki sposób działa nietolerancja, czym jest podszyta i dlaczego prowadzi do tragedii.
Przesadzony? Nie. Dom do którego wprowadzają się główne bohaterki jest alegorią ksenofobicznego społeczeństwa. Co chyba oczywiste i nie trzeba tego tłumaczyć. Więc owa "przesada" to nic innego jak uwypuklenie pewnych cech; nietolerancji, konserwatyzmu i moralnego zepsucia.
"Miłe martwe dziewczyny" (świetny tytuł!) mrocznym klimatem, specyficzną formą, bardzo przypomina mi nasz rodzimy "Dom Zły" Wojciecha Smarzowskiego.
Alegoria nie musi być hiperbolą, a z tą niestety - przynajmniej moim zdaniem - mamy do czynienia w przypadku tego filmu.
Tę samą historię można by opowiedzieć w sposób bardziej stonowany i wtedy - ponownie: moim zdaniem - film miałby większą siłę wyrazu. Myślę, że poruszanemu tematowi bardziej sprzyjałaby konwencja realistyczne, nie zaś groteska, z jaką mamy tu do czynienia. Do tego, by opowiedzieć podobną historię, bez popadania w "przesadyzm" potrzeba jednak większej wrażliwości (społecznej, nie emocjonalnej, bo ta druga właśnie zdominowała ten film) i dojrzałości.
Twórcy filmu tymczasem zgotowali nam obraz, w którym w większym stopniu niż "alegorię ksenofobicznego społeczeństwa" widzę zwyczajny dom wariatów. Inna sprawa, że w kinematografii byłych republik Jugosławii taka wizja społeczeństwa doświadczonego przez wojnę domową przewija się często i gęsto.
Zresztą, jeżeli miałbym szukać wytłumaczenia dla takiej formy filmu (groteskowej, przerysowanej itp.) to właśnie bardziej niż w świadomym konstruowaniu obrazu alegorycznego wskazywałbym na charakter kina - że tak powiem - "post-jugosłowiańskiego. Ekspertem od kina tego rejonu jakimś nie jestem, ale na kilkadziesiąt tamtejszych produkcji, które miałem okazję obejrzeć, obrazu nieprzerysowanego - pozbawionego tego (jugo)słowiańskiego ducha - ze świecą szukać.
Film może się podobać, bo rzeczywiście jest niezły, czasu mu poświęconego nie żałuję, polecić pewnie też bym polecił (nie każdemu rzecz jasna, no i uprzedziłbym, że to film dość przerysowany), ale "kupuję" go cokolwiek średnio.
Pzdr