Pomysł a raczej jego brak Svankmajera na walkę z okrutną codziennością, czyli kolejna dobra idea zrealizowana przez Czecha. Film imponuje połączeniem realności pokazanych problemów ludzkich z fantastyczna osnową chwytów realizatorskich, takich jak np. oporne na stłuczenia jajko, wyginające się samoczynnie i na złość zęby widelca czy wyskakujący z szafy pies, który zjada posiłek bohatera, kwituje to szyderczym uśmiechem i wraca do szafy. No i końcowe dopisanie się bohatera do listy ludzi, którzy podobnie jak on przechodzili na ziemi codzienne problemy i niemożliwości. Svankmajer jest przy tym zaskakująco chłodnym obserwatorem swojego bohatera, drobiazgowo pokazuje pewne jego działania, ale jak na mój gust czyni to w sposób maksymalnie obiektywny, unika moralizatorstwa i zmusza widza do tego, by po prostu się zastanowił. Bo nie ma tu czego oceniać na dobrą sprawę, film jest obrazem wycinka życia (tak, jak pokój, w którym znajduje się cały czas bohater jest pewnym wycinkiem rzeczywistości, przestrzeni), bolesną analizą przestrzeni, w jakiej przyszło żyć każdemu z nas. Za uniwersalizm należy się rezyserowi kolejny plus. Moim zdaniem jedna z trudniejszych krótkometrażówek Czecha i na pewno jedna z głębszych i bardziej pesymistycznych. Tradycyjnie też godna polecenia. 7,5/10.