Prawda, aczkolwiek rola Hoffmana też świetna, tylko, że skądinąd genialny Phil nie miał szans w starciu z tym, co pokazał Phoenix.
Chyba nikt by nie miał.
Jestem wprawdzie dzisiaj po spóźnionym seansie, ale Phoenix ukradł film Hoffmanowi, a ten naprawdę dobrze zagrał. Co tu dużo gadać, absolutnie zgadzam się z Oscarowymi nominacjami.
Czuje się w obowiązku bronić Hoffmana. Zresztą co to znaczy "zniszczył", "ukradł film"? Wbrew tytułowi, rola Phoenixa jest tutaj główna, więc to z założenia jego film. Phoenix zagrał efektownie, żeby nie powiedzieć: efekciarsko. Oczywiście małpie wygłupy nie wykluczają wybitnego aktorstwa (Nicholson chociażby), ale musi za tym iść równie interesująca psychologia. W tym przypadku jest ona trochę dziwna i niespójna.
Hoffman przy minimum środków wyrazu zbudował postać guru-hochsztaplera równie ciekawą, złożoną i tragiczną. A na pewno bardziej przemyślaną. Do wielu rzeczy w tym filmie mogę się przyczepić, ale nie do roli Hoffmana (brak Oscara będzie skandalem). Hoffman potwierdził swoją klasę i to, że wybroni się z każdej produkcji. W odróżnieniu od Day-Lewisa, którego przygniótł socrealistyczny klocek Spielberga.