Ostatnie wspólne dzieło Jacopettiego i Prosperiego, nazywanych "ojcami chrzestnymi mondo",
nie ma już nic wspólnego z jakkolwiek pojętym dokumentem. Odcina się również od realizmu,
stawiając na całkowitą umowność, na szaleństwo wyobraźni, tak charakterystyczne dla lat
70tych. Film można porównywać z twórczością takich gigantów kreacyjnego kina, jak Federico
Fellini, Ken Russell, Alejandro Jodorowsky... Jego oryginalność polega chyba na tym, że łączy
ze sobą wszystkie te inspiracje, dodając jeszcze sporo od siebie. W rezultacie staje się wielką
wizualną ucztą, na której zaserwowano zarówno kino artystyczne, jak i szeroko pojęte exploitation.
Głównym punktem odniesienia wydaje się rubaszna włoska komedia erotyczna, zwłaszcza w pierwszych
partiach filmu, kiedy scenariusz podążą wiernie za literackim pierwowzorem, KANDYDEM
Woltera. W dalszych epizodach odchodzi od niego, zachowując jednak jego satyryczny ton oraz,
co najważniejsze, przesłanie. Jak w poprzednich filmach spółki Jacopetti-Prosperi, przy
pierwszym seansie odczuwa się wręcz nadmiar wrażeń i atrakcji, wiuzalnych odniesień i tropów
interpretacyjnych jest zbyt wiele, by wyłapać je za jednym zamachem. Dlatego też warto obejrzeć
MONDO CANDIDO przynajmniej dwa razy, by w pełni docenić jego sardoniczny humor oraz
wizualny przepych.
Tradycyjnie już za oprawę muzyczną odpowiedzialny był Riz Ortolani - soundtrack
zapiera dech w piersiach i warto na niego zapolować! Do całkiem niedawna był on zresztą
jedynym elementem MONDO CANDIDO, który można było docenić w całej okazałości. Film nie
miał porządnego wydania, krążył w jakiejś kasetowej kopii. Dopiero w tym roku niemiecka firma
Camera Obscura przedstawiła go w pełnej okazałości, odrestaurowanego i w formacie 16:9. Tylko w tej wersji
należy oglądać tę perełkę włoskiej kinematografii, która dla Gualtiero Jacopettiego była
symbolicznym podsumowaniem twórczości filmowej i ostatecznym pożegnaniem z tym
medium. Trudno o piękniejsze rozstanie, szkoda jednak, ze jego przygoda z kinem trwała tak
krótko...
Ogłądałem kiedyś ten film w jednej z tych lipnych bootlegowych kopii ale i tak z miejsca stał się jednym z moich ulubionych filmów. Przezabawny, dziwaczny i do tego inteligentny. A to nowe wydanie od CO miażdży, komentarz audio + dobrze ponad 3 godziny dodatków na drugiej płycie, muszę w końcu się zabrać za to i wszystko pooglądać. Do tego całkiem estetyczny digipack, jakby ktoś chciał zobaczyć jak się prezentuje w środku to zapraszam tutaj: http://forum.kolekcjonerdvd.pl/viewtopic.php?f=11&t=475&start=60#p20398