Dwóch geniuszy i ona jedna. Jeden był wybrany, a drugi nie. Temu odrzuconemu jednak nie zależało na niej, tylko bardziej na nim. No cóż, jakie czasy, taki romantyzm. Gdyby tak pojechali w kowbojskich strojach w góry, to można by przypuszczać, że mamy po prostu sequel.
Z absurdów to przede wszystkim swobodny, niewymuszony niczym poza powszechnym prawem ciążenia, upadek z wysokości powoduje utworzenie dziury w jezdni. Geniusz przy zwłokach naocznie stwierdza, że ofiara nie ma krwi. Główny bohater słyszy bicie serca ukochanej Lois kilka przecznic dalej, ale przy niej głuchnie i już nie słyszy bicia serca, a powinien bo na szyi widać pulsującą aortę. I trochę z wyższej półki, hemochromatoza nie zabija od razu, jej działanie jest powolne i powoduje (przez lata) odkładanie żelaza w tkankach. Człowiek nie ma tyle żelaza w organizmie, by wywołać jakikolwiek skutek, dlatego sztuczne wywołanie choroby nie da natychmiastowego efektu. Uff.
Film do bólu przesycony Batmanem - ma swojego komisarza Gordona udającego inteligenta, a nawet jest tam więcej nietoperzy. Ciekawostką test też Roman, który chyba szukał swojej ekipy z planu zdjęciowego, bo przez cały film wyglądał na zdezorientowanego tym co widzi i starał się udawać prawdziwego detektywa. Nie dowcipkuje i nie lamentuje, wysilał się by trzymać poziom granej roli. Trochę wyglądało to komicznie, ale małe uznanie się należy.
Nie przesadzajmy też z niskimi ocenami, akcja jest co prawda płaska niczym ziemia, ale parę małych wzniesień widać. Jak się ogląda bez uprzedzeń i wielkich oczekiwań to film nie jest taki nudny.