Najgorsze, że złych aktorów dobrali. Gordon-Levitt jest zawsze świeży i wymuskany, nawet po całonocnej libacji i nijak nie czuć, by był rozbity życiową tragedią.
Woodley to zwyczajnie nie jest ten typ kobiety, o którą zabijają się milionerzy. Stara się być femme fatale, ale zupełnie nie ma ku temu opcji.
I to zakończenie jakieś dziwne z tą matką.
Wciąż nie jest to najgorsza ekranizacja Nesbo, taki plus przynajmniej.