Pomijając już, że fabuła to wypadkowa połączenia "Under Siege", "Die Hard" oraz "Air Force One", to można było uczynić z tego całkiem ciekawy film. Niestety, jest on do bólu przewidywalny, do tego dochodzi sporo nielogiczności (na przykład wojskowi stwierdzają, że warto sprawdzić tożsamość szefa terrorystów - który jest nawiasem mówiąc najsłabszą postacią z tego filmu - dopiero po jego drugim czy trzecim wystąpieniu w TV) oraz bohaterów wciśniętych po to, żeby byli (agenci CIA). Jedyne co film ratuje to Dolph (którego bardzo lubię), Shopov grający prezydenta oraz porządne, brutalne sceny akcji.