Przez praktycznie cały seans czułem się jakbym oglądał pilot jakiegoś serialu, a nie pełnoprawny film. Nie czytałem książek, ale mam wrażenie, że to nieudana próba przeniesienia zbyt dużej ilości papierowych stron na kinowy ekran. Kompletnie nie czułem napięcia i zagrożenia grożącemu światu, dobrze, że chociaż dla odmiany promień światła strzela w wieżę, a nie w niebo ;) Irdis Elba gra postać, która wydaje się być niezniszczalna, przez co sceny akcji nie angażują. Rewolwerowiec jak już skończy strzelać szwęda po ekranie bez celu i odrobiny charyzmy. Całe szczęście, że Matthew Mcconaughey zahipnotyzował mnie swoim głosem, bo albo bym zasnął albo uciekł z kina ;)