Promowany nazwiskiem Kane’a Hoddera oraz mnóstwem cycków projekt Steve’a Wolsha zaskarbił sobie miano jednego z najgorszych horrorów roku. Pomocna okazała się w tym długa lista reżyserskich błędów i uchybień. Punkt pierwszy okupuje tu koncepcja. Wolsh (także scenarzysta filmu) chciał nadać swemu dziełu cechy meta-horroru na miarę „The Town That Dreaded Sundown”, mniej nobliwego, fabułę traktującego z przymrużeniem oka. Poległ srogo, zadanie wypełniając na pół gwizdka. Zabawa reżysera z regułami, jakimi rządzi się gatunek horroru, przynosi niepożądane efekty: razi sztampą i wyraźnym brakiem poczucia humoru (West Craven jako nazwa miejsca akcji). Punkt drugi: pseudodowcipne dialogi. Komediowy rasizm, nawet uprawiany inteligentnie, budzi raczej negatywne emocje. Jak ustosunkować się do humoru bazującego na nieustannym nazywaniu hinduskiej postaci terrorystką, która nienawidzi świąt Bożego Narodzenia, a w ramach hobby wysadza wrogie kraje? Brak stałego bohatera, muzyka niemająca absolutnie nic wspólnego z tym, co dzieje się na ekranie, aktorki z YouTube’a – to tylko niektóre z kolejnych punktów listy, mającej świadczyć o niekompetencji Wolsha.
hisnameisdeath . wordpress . com/2015/12/28/filmowe-podsumowanie-2015-roku-10-najgorszych-horrorow (spacje!)