Właśnie wróciłam z kina. Co za gniot. Każda następna scena jeszcze bardziej banalna od drugiej.
Nie rozumiem tez kompletnie dlaczego w tym filmie (jak i w wielu tego typu, choć na szczęście nie wszystkich) wszystkie postacie są tak okrutnie przerysowane. Aż bolało w zęby. Jedyna osoba, która się broni to Pani Dorota Kolak. Jest dowodem na to, że można zagrać postać przerysowaną ale nie karykaturalną.
Wczoraj byłam na Podatku od miłości, a tam totalnie inny poziom kreacji aktorskiej.
Żart niechwytliwy, a autoironia co do "grubasa z diastemą" to już w ogóle wyżebrany dowcip. Z tego całego filmu to najbardziej mnie zaciekawił inny film: płonące wieżowce.