Kolejna wizyta na golfowym polu wiekowego Hardy'ego (J. Lemmon) i nagłe
omdlenie stają się okazją do nostalgicznej podróży w przeszłość do lat
dwudziestych, lat trzydziestych, czasów wielkiego Kryzysu i ostatnich chwil
legendarnego Południa. Hardy cofa się do czasów swojego dzieciństwa. Wtedy
jego bohaterem był najmłodszy w historii mistrz golfowy, Rannuluph Junuh (M.
Damon). Wszystkim wydawał się dzieckiem szczęścia - młody, szczęśliwy, z
piękna kobietą, Adele Invergordon (Ch. Theron), przy boku. Gdy jednak
wybuchła I Wojna Światowa, Junuh, opuścił przepiękne pola golfowe rodzinnej
Georgii i wyruszył walczyć przeciwko wrogom. Wrócił z wojny jako bohater,
lecz przeżycia okazały się zbyt ciężkie i niszczące - nie mógł przez wiele
lat powrócić do normalności. Rozpoczęły się czasy Wielkiego Kryzysu. Ojciec
Adele jak i ojciec Hardy'ego stracili pracę i całe oszczędności. W przypadku
Invergordonów była to fortuna. Ale energiczna panna nie zamierzała się
poddać. Postanowiła zorganizować w rodzinnym mieście, Savannah, turniej
golfowy, o jakim nikomu się jeszcze nie śniło. Zaprasza dwóch najlepszych
gracz, a o bronienie honoru miasta prosi zaglądającego do coraz częściej do
butelki Junuha, który nie wydaje się zachwycony tym pomysłem. Nagle w
ciemności, by uratować go i całe miasto, zjawia się tajemniczy Bagger Vance
(W. Smith)....
Jako że nowy film Roberta Redforda jest filmem amerykańskim nie brak mu
typowej amerykańskiej ckliwości, czasem nachalnej nadziei na zwycięstwo i
wiary że sam siłą woli można pokonać wszystkie przeciwności losu, których
jest w życiu Junuha nie mało.
Wbrew tytułowi to nie Bagger Vance jest bohaterem tej opowieści. Ani też
narrator - kilkudziesięcioletni Hardy. Postacią wokół której wszystko się
dzieje jest właśnie uroczy golfista o oryginalnym imieniu. Junuh to
prawdziwy "amerykański chłopiec", który mimo wszelkich trudności jest w
stanie pokonać własne demony i zatriumfować...
W filmie nieco razi narratorski charakter opowieść, który nie odzwierciedla
tego, co naprawdę się dzieje na ekranie. Ale jak wiadomo, pamieć płata
figle, a prawie każdy człowiek ma skłonności do mitologizowania własnego
dzieciństwa. Tak jest i tym razem. Z opowieści Hardy'ego wynika że Bagger
Vance to tajemnicza zjawa, dobry duch który nagle się pojawił i zniknął,
odchodząc w kierunku zachodzącego słońca. Tymczasem na ekranie widzimy
30latka z figlarnym błyskiem w oku, przemawiającego tonem doświadczonego
hipnotyzera....
Bardziej żywą od niego postacią jest prześliczna Adele, która swoją
witalnością przywraca sławę Junuhowi, a mieszkańcom Savannah nadzieję na
wyjście z kryzysu.
Równie ważnym "bohaterem" jest pole golfowe, amerykańska ziemia, która dla
ludzi w ciężkich czasach stanowi jedyne oparcie i opokę. Piękne amerykańskie
Południe, które już dzisiaj nie istnieje, to bardzo ważny "element" filmu.
"Bagger Vance" zdaje się być sentymentalną podróżą reżysera do mitycznej
krainy dzieciństwa, który choć urodził się w Kalifornii,wychował się zapewne
na opowieściach o legendarnym amerykańskim Południu...
Być może "baldość" Baggera jako postaci jest wynikiem niedopasowania aktora
do roli. Will Smith znany jest przecież przede wszystkim z ról komediowych.
Moim zdaniem na pochwałę zasługuje Charlize Theron (Żona astronauty, Adwokat
diabła, Sweet November), która uczyniła z Adele postać żywą, pełną uroku i
czaru.
Duży plus dla obsady za południowy akcent, niemalże identyczny z znanym z
"Przmienęło z wiatrem", najsłynniejszej chyba opowieście o Połduniu.
Chwilami dydaktyzm razi, jak i razi nieporadność Junuha, ale film ogląda się
miło. Szczególnie zdjęcia są piękne - pole golfowe nie jest tylko ogromnym,
przystrzyżonym równiutko trawnikiem. To cały świat, który zdaje się żyć
własnym życiem.
Ogólnie polecem. Plus dodatkowy na Matta Damon, który jest jak zwykle młodym
, uroczym chłopcem z sąsiedztwa.