Kino - noir "Niagara " z 1953 roku w reżyserii Henry Hathaway, nie jest to klasyk gatunku, jednak zachwyca z kilku powodów.
Marilyn Monroe w kolejnej genialnej odsłonie, dramatyczna rola, mroczna natura powoli wychodzi by objawić nam femme fatale w sukience koloru fuksji, by zapłonąć jak Niagara.
Szanowny małżonek w/w damy prezentuje się przystojnie aczkolwiek cierpi na zaburzenia psychiczne, które żona skrzętnie zaczyna prezentować przed nowo poznanymi małżonkami Cutlerowie, będących w zaległej podróży poślubnej...
Rose rozpoczyna grę, misternie, koronkowa zaczyna tkać pajęczynę, która powoli zmierza do zbrodniczej namiętności, w której kochanek też odegra swą rolę znaczącą.
Cutlerowie stają się świadkami dziwnych sytuacji między małżonkami, które w zaistniałej, hipotetycznej sytuacji zbrodni potwierdzą, że...
Mroczny klimat, hermetyczność, rozprzestrzenia się niczym mgła, pojawiają się omamy, policja węszy, a w tle piękne słońce i hipnotyzujący swą nieokiełznaną siłą wodospad.
Świetne aktorstwo Monroe, Cotten i Peters, natomiast Max Showalter to jakieś nieporozumienie, głupi uśmieszek, idiotyczne dialogi.
Polecam