Sprawdza się sentencja która miała paść z ust Diogenesa z Synopy. "Prawda jest jak miód. Boli tych co maja popsute zęby". Dla mnie jest to "Dr. Strangelove" naszych czasów. "Big Short" bardzo mocno uderzał w wiele grup społecznych. Ten film uderza we wszystkich nas. Bez wyjątku.
Tyle, że niska ocena filmu nie bierze się z tego, że boli nas prawda. Film jest po prostu nudny jak flaki z olejem. Jest do bólu oczywisty i przewidywalny. Dodatkowo, postacie są tak przerysowane, jakby występowały w komedyjce niskich lotów, typu "Idiokracja". Gdyby to był film tego typu, to by było w porządku. Tyle, że on aspiruje do przekazania objawienia o naszych czasach. Ma być przesłaniem dla ludzi. Czymś więcej niż rozrywką. To się nie udało w ocenie wielu widzów i dlatego tak niska ocena. Ma fantastyczną obsadę, po której można spodziewać się wspaniałych kreacji aktorskich. Świetny pomysł i przekaz, zawoalowany w reakcję na bezpośrednie zagrożenie. Mimo to, woal okazuje się strasznie toporny i oczywisty. Żarty są mało śmieszne, a sam film niespójny logicznie. Ot po prostu film - mem. Nic specjalnego. Ostatnie 20 minut ratuje ten film, bo reżyser zrezygnował w nim z karykatur postaci i wreszcie zaprezentował zwykłe, prawdziwe emocje.
Jeśli ktoś posiada niską inteligencję to nic dziwnego że jest dla niego "nudny".
To nie film dla debili.
Uśmiałem się :) Postacie są przerysowane bo takie jest dzisiejsze społeczeństwo. Wystarczy się rozejrzeć.