Remake filmu z 1969 roku "Basen" z doskonałym duetem Delon - Schneider, hermetyczny, psychologiczny z dość długo oczekiwanym napięciem, ale jak się pojawiło, to trzymało.
Luca Guadagnino zabiera nas na Sycylię, willa, basen, słońce i Oni, artystka rockowa, która leczy krtań i czeka na muzyczne uderzenie, i jej partner Paul. Beztroskę przerywa przybycie dawnego kochanka Harry'ego i jego nieletniej córki Pen. Sielanka znika, ponieważ Harry, król życia wprowadza chaos, dynamikę, radość życia, ekshibicjonizm umysłowy i cielesny, już nic nie jest tak jak było i nigdy już takie nie będzie...
Kalejdoskop wydarzeń przeplata się z retrospekcją obcowania, zależności i przeszłości bohaterów, wprowadzamy się powoli w oczekiwanie na coś, czujemy że, się coś zacznie, coś stanie. Psychologiczne gierki, rywalizacja mężczyzn, zazdrość uruchamiają lawinę zmierzającą do basenu.
Basen, utonięcie i brak zatrzymania się w miejscu, napięcie towarzyszy , policja nie szuka przyczyn i podejrzanych, bardziej skupia się na otrzymaniu autografu od znanej artystki, jednostka ludzka i jej życie ulotne wręcz się wydaje, życie toczy się dalej, wszystko schodzi na boczny plan i nie jest ważne. Nic nie jest ważne, gloryfikacja i hedonizm pięknej wyspy, śpiew, wino...
Doskonałe aktorstwo Ralph Fiennes emanuje taką energią, radością życia, fizjonomia ciała partnerująca mu w oszczędne środki wyrazu, kamienna wręcz twarzą Tilda Swinton w pięknych, wakacyjnych kreacjach Diora.
Przystojny, zjawiskowy Matthias Schoenaerts ze swoim tembrem głosu urzeka w tych plenerach i aktorsko bardzo dobry. Nie przekonała mnie Dakota Jonhson, obecna, nieobecna, zmysłowa, niezmysłowa czegoś mi w niej brakowało. Świetna reżyseria i genialne zdjęcia , i oprawa muzyczna.