Niepokonani może i nie są najlepszym filmem wszech czasów. Może i nie należy im się
najwyższa nota. Może, bo ja dałem od siebie wszystko - ten film rozbił mnie w podobny
sposób, jak wcześniej "Into the wild" - może nie do końca w ten sam sposób i nie tak, ale
podobnie. To opowieść o niesłabnącej sile męskiej przyjaźni, opowieść o wolności, opowieść
drogi. Te trzy fakty wystarczą, by chwycić mnie za gardło. Mocno. I skłamałbym, gdybym nie
powiedział, że parę razy miałem na plecach dreszcze. Że ten film mnie osobiście wzruszył. Na
każdego działa co innego - jeśli chcecie mnie powalić, dajcie mi opowieść drogi i siłę
przyjaźni. Macie mnie.
Ten film nie jest arcydziełem.
Ale dla mnie - jest. I tak go właśnie oceniam. Jako arcydzieło.