"Szamanka" nowej dekady. Na papierze film ten wyglądał pewnie intrygująco, Barczyk podjął jednak serię tak dziwacznych decyzji realizatorskich, że o jego dziele nie można nawet mówić w kategoriach groteskowej lynchowskiej podróby. Tutaj każda scena tak bardzo chce być ekscentryczna i nieszablonowa, że stanowi swoją niezamierzoną parodię. "Nieruchomy poruszyciel" to fontanna reżyserskiej niemocy, co jest tym bardziej smutne, że Barczyk nowicjuszem nie jest.
Na papierze film ten wyglądał pewnie jak zżyna z Lyncha. Tyle, ze nie była to wtedy JESZCZE komedia jak zgaduję:]
Nie, no nie przesadzajmy. Dopiero to, co można zobaczyć na taśmie świadczy o mizerii tego filmu - aktorska groteska, nieumiejętne zaszczepienie klimatu, koślawe połączenie poszczególnych scen itp. Daję głowę, że jak Barczyk miał gotowy scenariusz, to przynajmniej czaiła się za tym jakaś wizja, jakiś potencjał. Nie wiem tylko co je zarżnęło: fakt, że ta historia to od samego początku absurd sam w sobie, czy może twórcza indolencja? Patrząc na kolejne sceny, często wiedziałem co reżyser chciał osiągnąć, ale załamywałem się tym, jak bardzo efekt końcowy odległy jest od jego zamierzeń...
Jakieś ulubione sceny? Frycz znajdujący majtki czy wrzeszczący Chyra?