Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym filmem. Po tym co się tu naczytałem spodziewałem się filmowego potworka. Tymczasem otrzymałem ciekawie zrealizowany, a co najważniejsze wciągający obraz. Faktycznie wiele rzeczy w filmie nie ma sensu, niektóre rozwiązania realizatorskie sprawiają wrażenie celowo spartaczonych. Jednak znaczna większość scen wyreżyserowana jest nad wyraz klimatycznie. Dobra gra świateł i kolorów, klaustrofobiczne kadry, ciekawie dobrana muzyka, świetna gra dwójki głównych aktorów. Po Fryczu wiedziałem czego się spodziewać, a Żukowska dała niezły popis aktorstwa (wcale nie dlatego, że pokazała dupę).
Oczywiście widać, że reżyser mocno inspirował się stylem Lyncha (Blue Velvet szczególnie), ale dla mnie to akurat plus. Chyba największą bolączką, jest nietrzymająca się kupy i trochę przekombinowana w swojej prostocie fabuła. Poszczególne sceny ogląda się dobrze, ale mam wrażenie, że reżyser starał się nawciskać niezrozumiałej symboliki gdzie się tylko dało i faktycznie można mieć dość po pewnym czasie. Niemniej jednak mam nadzieję, że Barczyk mimo fali krytyki, wyciągnie wnioski z błędów i będzie się rozwijał w tym kierunku. Obejrzeć jak najbardziej warto!
6/10