Przyznaję, że bardzo dziwi mnie tak niska ocena na filmwebie, jak i przewaga negatywnych
komentarzy nad pozytywnymi.
Przede wszystkim film jest świetny pod względem wizualnym. Kilka "myków" operatorskich
podobało mi się w szczególności, jak np. sceny jazdy samochodem, które bardzo przypominały
stare filmy, w których za głównymi bohaterami rozwijały się plansze z krajobrazem :)
Jako miłośnik kina, uśmiechnąłem się, widząc ten zabieg.
Wiele osób narzeka tutaj na zbyt duże podobieństwo z Lynchem, zwłaszcza "Blue Velvet".
Przepraszam bardzo, to wada? Skoro lubicie "Blue Velvet", czemu tak jeździcie po
"Nieruchomym poruszycielu"?
Ten film nie jest kalką, kopią. Opowiada zupełnie inną historię, a czerpie, świadomie lub nie,
również m.in. z "Lśnienia" Kubricka (przynajmniej ja miałem takie wrażenie, ale zauważyłem, że
ktoś na forum również).
Szkoda, że u nas nie przyjmuje się nic, co oryginalne. Każda próba stworzenia interesującej
historii może spotkać się z przygwożdżeniem od razu do ziemi. NIe uważam, że "Nieruchomy
poruszyciel" to majstersztyk, ale na pewno nie jest to film, który można by określić mianem kupy.
Przyznaję, że bardzo dziwi mnie tak niska ocena na filmwebie, jak i przewaga negatywnych komentarzy nad pozytywnymi.
Przede wszystkim film jest świetny pod względem wizualnym. Kilka "myków" operatorskich podobało mi się w szczególności, jak np. sceny jazdy samochodem, które bardzo przypominały stare filmy, w których za głównymi bohaterami rozwijały się plansze z krajobrazem :)
Jako miłośnik kina, uśmiechnąłem się, widząc ten zabieg. Inny - sama czołówka, bardziej amerykańska niż polska, czy "kropla" gorącego szkła w hucie, raz za razem obcinana (kilkusekundowe ujęcie wprowadzające w psychodeliczny trans). Atmosferę budowały również najazdy kamery i "szarpany montaż".
Wiele osób narzeka tutaj na zbyt duże podobieństwo z Lynchem, zwłaszcza "Blue Velvet". Przepraszam bardzo, to wada? Skoro lubicie "Blue Velvet", czemu tak jeździcie po "Nieruchomym poruszycielu"? Ten film nie jest kalką, kopią. Opowiada zupełnie inną historię, a czerpie, świadomie lub nie, również m.in. z "Lśnienia" Kubricka (przynajmniej ja miałem takie wrażenie, ale zauważyłem, że ktoś na forum również). Może Barczyk nie jest w tym mistrzem, ale wytykanie mu tego za sam fakt, że to zrobił, jest co najmniej dla mnie dziwne. Tarantino przoduje, jeśli idzie o tworzenie nawiązań do innych filmów. Wynika to z jego pasji i obejrzenia setek filmów. Ale nikt mu nie zarzuci, że popełnia plagiat.
Tak samo Barczyk, który w żadnym razie nie jest Tarantino ani do jego miana nie pretenduje, tworzy pewne analogie z "Blue Velvet". Zgodzę się jednak, że tworzy ich dość dużo, niemniej jednak nadal nie można ich nazywać plagiatem.
Szkoda, że u nas nie przyjmuje się nic, co oryginalne. Każda próba stworzenia interesującej historii może spotkać się z przygwożdżeniem od razu do ziemi. NIe uważam, że "Nieruchomy poruszyciel" to majstersztyk, ale na pewno nie jest to film, który można by określić mianem kupy.
Z pewnością jest czymś, co już dawno powinno pojawić się w polskim skostniałym kinie.
A mnie nie dziwi niska ocena; to tylko nadaje wartości temu filmowi. Gust większości Filmwebowiczów jest niskich lotów, wystarczy spojrzeć na tutejsze rankingi aby szeroko się uśmiechnąć :-) Film jest nietuzinkowy, odważny, mroczy a to drażni karmionych hollywoodzką gumą dla oczu zwykłych zjadaczy popcornu...