też trudno mi przypomnieć sobie gorszy... scena w której Frycz przytyka sobie do za przeproszeniem gęby używane gacie Mariety Żukowskiej i wyje przy tym i wybałusza oczy do jakiegos upiornego wytrzeszczu - porażające............ nie byłam w stanie dotrwać do końca tego dzieła...
ja, parafrazując Gajosa, takiej siły w sobie nie czułam... chociaż zachęcona recenzją z Wyborczej zasiadłam przed TV z ogromnym zapasem dobrej woli... ciekawe swoją drogą kto tą recenzję napisał i w jakim był stanie przytomności umysłu ;-) i na nic się tu zda powoływanie się na eksperymentowanie, znaczenia intelektualne lub nie, poetykę snu, Lyncha czy licho wie kogo... efekt końcowy przerósł wszystko co można sobie wyobrazić :-(