Za dużo w tym filmie zbędnych detali, które nie wniosły nic do fabuły, przez co film roi się od dłużyzn.
Nie jest to film zły. Z umiarkowanym zaciekawieniem dotrwaliśmy do końca, choć początkowa dynamiczna sekwencja dawała nadzieję na coś więcej. Niestety był to jedyny trzymający w napięciu moment.
Postać Watanabe jest wręcz groteskowa. Mimo całego tego znęcania się i bicia w ogóle nie poczułam emocji pomiędzy nim, a głównym bohaterem. Ich "ostatnie starcie" jest już tak kiczowate, że aż śmieszne.
Zabrakło w tym filmie osobowości i czegoś, co wyróżniałoby ten film na tle innych tj. "tego czegoś". Również mimo dosyć dużej ilości scen potencjalnie wzruszających, nie czułam wzruszenia ani razu, choć myślę, że intencją reżyserki było jednak w pewnym stopniu wywołanie emocji (np. w scenie z nagraniem do radia, lub powrót do domu na końcu filmu).
Reasumując, Angelina rozdrobniła film na części pierwsze gubiąc po drodze ogólną całość i sens przekazu. Tak jakby sama nie wiedziała, co właściwie chce pokazać. Wyszła z tego przydługa
nudnawa historia o fascynującej postaci, która została przedstawiona w filmie dość mało fascynująco.