Kolorowy "disnejowski" dramat, jak oglądałem na myśl przychodził mi "War Horse" Spielberg'a (nawet aktor podobny) nie za bardzo mogłem identyfikować się z cierpieniem głównego bohatera z idealnym hollywodzkim uśmiechem który swoją bielą mógł rozjaśnić nawet największe wątpliwości i więzienne rozterki ... no ale chyba takie już filmy made usa
chyba jednak mąż (Pitt-Fury) bardziej "wygrał" tę rywalizację ;)