Kurde, koleś zagrał fenomenalnie. Niektórzy mogą se to nazywać przeakcentowaniem, jednak jak dla mnie, było nie było, chłop jest mistrzem. Trochę brakowało Willisa, ale Gibson, Schwarz i Banderas pięknie wypełnili lukę. Film lepszy od jedynki, gorszy od dwójki. Dokładnie to, czego oczekiwałem. Widowisko warte ceny biletu.
"Hurry up. It's boring" - citation of the day!
A, na plus trzeba nadmienić, że nie było soku z buraków (pewnie dlatego, że trzynastka), co wielce umilało seans. Bo żeby juchy nie potrafili w tych całych Hollywoodach odwzorować...
''Film lepszy od jedynki, gorszy od dwójki.'' w 100% się z tym zgadzam. Miałem takie samo wrażenie wychodząc z kina. Natomiast krwawości mi trochę jednak zabrakło, ale jak na film z PG-13 nie było tragedii. Przyznam że seans zleciały mi dość szybko, naprawdę sporo się dzieje...
Dzieje się, dzieje. Może nawet ciut za dużo i oko nie potrafi nadążyć za wszystkim. Krew może być, jeśli przypomina krew. Jak będę chciał oglądać barszcz, to sobie ugotuję (to tak w kontekście 1. części serii oraz innych filmów reprezentujących ten sam typ, Maczet na przykład). Może i dziwnie wyglądało, jak ludzie, którzy zebrali serię z automatu, nie mieli nawet czerwonych plam, ale wolę to niż przesada w drugą stronę, tj. jeden strzał i strumień krwi jakby co najmniej aortę rozwaliło. Scena niczym w biedniejszym anime, gdzie jeden człowiek ma hektolitr krwi w organizmie, i gubi ją jak jakiś Willis w Die Hard.