Doceniam próbę niesztampowego pokazania piekła, które dzieje się w głowie głównego bohatera. Joe widział wszelkie możliwe zło tego świata i odcisnęło to na nim piętno. Doceniam próbę nowatorskiego pomieszania gatunków, zatarcia granic między jawą a urojeniami bohatera. Ale jak dla mnie wypadło to słabo, przerost formy nad treścią. Gdy w końcowych scenach Joe strzela sobie w głowę, można poczuć nawet coś w rodzaju ulgi, że jego cierpienia w końcu ustaną. A tu - niespodzianka! Koszmar się nie kończy nigdy. Przygnębienie wbija w ziemię.