Myślę że każdy kto zna się choć trochę na kinie mimo subiektywnych odczuć jest w stanie podejść do filmu obiektywnie i bez patrzenia na oceny innych osądzić jak dane dzieło będzie się podobać widzom i krytyce. Tak więc obiektywnie- to słaby film. Jest oparty na bzdurnym pomyśle, na który wpadł niejeden fan sf, ale po głębszym namyśle stwierdził- to jest tak głupie że nie ma sensu tego spisywać (kilka razy w moje wyobraźni uroiło kilka podobnych wizji). Schematy widać gołym okiem. Stylistyka horroru została tutaj również przefiltrowana przez kilka trendów ostatnich lat i tak oto- obowiązkowo wciśnięto motywy masek, ujęć z monitoringu (ala "Paranormal Activity") oraz archetypicznych postaci. Zrezygnowano z jakiegokolwiek realizmu. I koniec końców- wprowadzono sekwencje z sennych koszmarów, które tutaj nie cholery nie pasują, a ich miejsce jest prędzej teledyskach Skrillexa :D
Ale subiektywnie- to nie jest tragiczny film! Zwłaszcza jeżeli lubi się niskobudżetowe kino klasy "b". Umiłowanie do gatunku kazało mi zwrócić uwagę na kilka rozwiązań które nie należą do świata kina, a świetnie się wpasowały w jego ramy. Przez pierwsze 20 minut reżyser przedstawia nam swoją wizję przyszłości i robi to w tradycji jaką zapoczątkował Orwell. Poznajemy przyszłość kawałek po kawałku, dzięki telewizji, prasie, szczątkowym rozmowom, oraz pojedynczym napisom na murach. Podobało mi się nawet to w jaki sposób wykorzystano tu motyw mediów. Nie przeczę- pierwsza połowa filmu jest w ogóle niezła. Obserwujemy walkę bohaterów z własnymi przekonaniami i ich powolne zwycięstwo. Później jest niestety gorzej bo cholernie taśmowo. Ostatnie 30 minut to powtarzanie tego samego patentu "pozytywny" bohater walczy z czarnych charakterem, pada na ziemię, ale zza pleców tego złego nagle wyrasta inna "dobra" postać i zabija drania. I tak do bez przerwy. Szkoda- bo można było lepiej wykorzystać zamkniętą przestrzeń.
Jeszcze o aktorstwie. Jest drętwe. Ale mnie to jakoś nie zdziwiło. Oczekiwania po opiniach miałem jedynie wobec Rhysa Wakefielda. Słyszałem dużo dobrego o tym filmie jeżeli chodzi o osobę "głównego psychola". Zawiodłem się. Rhys ma duży potencjał i bardzo ciekawe umiejętności "mimiczne". Tylko że psychopata operujący sporą gamą krzywych uśmieszków, oraz starający się kulturalnie wysławiać to w kinie nic nowego. Ot, po prostu kolejny czarny charakter, wykreowany na psychola-gentlemana który lubi dowcipkować.
Dla mnie średni to film. Schematyczny, przewidywalny, miejscami wręcz głupi. Ale sprawdza się w swoim gatunku. Gra na emocjach widza, czasami nawet uda mu się go wystraszyć. Posiada swoje zalety, o których wspomniałem. No i zachęcił mnie plakatem- tajemniczym, skromnym i nie wspominającym nic o obsadzie. Cenię to. 5/10.