Zastanawiało mnie tylko jedno - kto sponsoruje te nieustające wakacje głównej bohaterki. I całe szczęście że film pokazał także sponsora (a ściślej rzecz ujmując - sponsorkę naszej podróżniczki) i jej pobratymców - jakże zepsutych bezmyślnych niewrażliwych ludzi zarabiających pieniądze, dzięki którym (tym ludziom) nasza pani wyzwolona obieżyświat ma w ogóle coś takiego jak samochód, kuchenkę gazową, telefon a w tym telefonie internet :)
Uwielbiam tę niesamowitą wolność za którą zawsze stoi masa innych ludzi i ich wyrzeczeń.
O czym Ty piszesz? Pracowała cały czas. Ok, raz pożyczyła na auto. Straciła wszystko w czasie recesji. WTF?!
Piszę o tym, że ta kobieta nie ma ABSOLUTNIE NIC. I proszę - nie oceniaj mnie zbyt surowo, gdyż traktuję ten film nieco osobiście. A piszę o tym, że wszystkim co łączy ją wciąż ze światem żywych ludzi to jest auto. Nie neguję jej wyboru - jednak taki wybór niesie za sobą konsekwencje - widać to doskonale w sytuacji naprawy samochodu. Jakakolwiek awaria oznacza praktycznie bezdomność. Uważasz, że jak zakończy się ta historia? Dobrze? Znajdą ją po prostu zamarzniętą gdzieś na poboczu/pustyni - samotną z potłuczonym talerzem, który jest jej życiem (w znaczeniu życia przeszłością). Czy znajdą ją z uśmiechem na ustach? Jak pana Lestera Burnhama? Nie sądzę :) Oceniam bardzo negatywnie jej postawę - tzn. ciągłą ucieczkę przed rzeczywistością i zmierzeniem się z tą rzeczywistością. Każda jej podróż przed siebie to wizyta u psychologa, który zamiast problem rozwiązać , jak to każdy psycholog - woli o nim opowiadać i go analizować. I widząc koniec tej opowieści - tym bardziej stoję przy swoim i neguję jej postrzegania świata w aspekcie ludzi, którym się powiodło (nazwijmy ich - tym, którzy swoje kredyty spłacają).
No ostatecznie to jest wybór bohaterki. Nie umie żyć inaczej, a a może nie chce. Ból po stracie potrafi być nieznośny, ludzie z żalu robią różne niestandardowe w oczach innych rzeczy, często nielogiczne. Czy każdy musi żyć tak samo? Dlaczego tak cię boli taka postawa? Dokonujemy wyboru, zawsze (lub prawie) jest to coś za coś. Ja tam też spłacam kredyt. Czy czuję się lepsza - nie, czy czasami mam ochotę rzucić to wszystko - tak. To, że w danym momencie jakoś sobie radzisz nie oznacza, że w przyszłości nie będziesz o krok od przepaści. Różne rzeczy się dzieją.