Zaletą tego filmu jest niewątpliwie jego długość - na szczęście trwa zaledwie półtorej godziny, choć i tak czas wydaje się dłużyć niemiłosiernie. Muszę przyznać, że nie sądziłem że w USA parę niewyjaśnionych morderstw może być powodem sprowadzenia gwardii narodowej do małego miasteczka... Film jest po prostu klęską... Muzyka wywiera takie wrażenie i tworzy tak niepowtarzalny klimat, że po zakończeniu filmu pamięć o niej zupełnie zanika. Efekty, których raczej nie dane nam podziwiać gdyż nieliczne walki tytułowych bohaterów przedstawione są gorzej niż w Transformersach - zbyt szybko żeby się połapać co się dzieje, pomijając, że w ich trakcie zawsze brakuje oświetlenia (bo to przecież mroczny film jest). Ciągłe przeskoki na "kolorowe wizje" Predatora dodają tylko zamieszania, zamiast tworzyć jakikolwiek klimat. Gra aktorska - odsyłam do przykładu Krzysztofa Michałowskiego - "Ed, tu giną ludzie!". Fabuła - nic się nie trzyma rzeczownika, którym jednocześnie określiłbym całą produkcję... Kończąc przegląd techniczny ręka mi naprawdę drżała gdy musiałem zaznaczyć rubrykę "film zaklasyfikowany do projekcji" gdyż technicznie wszystko było w porządku, lecz świadomość, jak pokrzywdzę tym ludzi którzy pójdą na seans pełni nadziei obejrzenia dobrego filmu, nie dała mi spać tego wieczoru... Film tylko dla fanów, nie gatunku s-f (sam jestem wielkim fanem), ale serii (jako, że niestety wszystko wskazuje na to że będzie i kolejna część) "AvP".