Zalety:
1. spokojne, konsekwentne budowanie klimatu. We współczesnych horrorach gotyckie (gotycyzujące) rekwizyty są stosowne na potęgę. Cmentarze, halucynacje makabryczne, ciemne domy, mroczne strychy i w ogóle, im więcej, tym lepiej. I co trzy sekundy jump scena. Współczesne horrory, czy to „klimatyczne” czy to „makabryczne” cierpią na klęskę urodzaju, w stosowaniu rekwizytów. Tutaj przez pierwszą cześć filmu nastrój budowy jest przy pomocy jednego zaniedbanego mebelka.
2. kilka rokujących nadzieje pomysłów: podobało mi się przedstawienie historii lustra w sposób dość oryginalny. Zazwyczaj Eksperyment z Rejestracją Zjawisk Nadprzyrodzonych używany jest przez scenarzystów TYLKO do pokazania jakiegoś upiornego oddziaływania. Kamera pracuje, to i duchy się pokazują, i demony wyłażą. Tutaj ta zagrywka służy pokazaniu najpierw historii lustra i dopiero potem postaw bohaterów. Zazwyczaj dzieje nawiedzonego – czegoś – tam – co – nawiedzone jest poznajemy, gdy postaci studiują Bardzo Stare Dokumenty. Tym razem scenarzyści oszczędzili nam chwytów stosowanych w horrorze zanim w ogóle został nakręcony pierwszy horror.
3. ciekawe postaci pierwszoplanowe: obsesja Kaylie jest uporządkowana, metodyczna, a życie – w sumie dość udane – jest podporządkowane jednemu celowi: znaleźć i zniszczyć lustro. Tak samo jej podejście do lustra. Cały eksperyment jest zaplanowany, przemyślany, i takie też wrażenie sprawia sama Kaylie. Trochę gorzej z jej bratem.
4. świetnie wykorzystany motyw lustra jako elementu hipnotyzującego
Wady
1. drętwe aktorstwo – no błagam, to już mój mop z kibla by zagrał lepiej, niż ten cały Brenton jak mu tam. Karen to przynajmniej ładna jest.
2. popadanie co i rusz w klisze – małżeństwo jak wprowadza się do nowego domu to musowo musi być bzykanko, jak Pierwsza Ofiara zrywa sobie opatrunek ze skaleczonego palca, to wiadomo, że opatrunek zejdzie, ale z paznokciem. A potem ta Pierwsza Ofiara czepi się dzieci. Bo to facet jest, a zapożyczenie z Klasyki Gatunku niemal Lśnią. Całe „retrospektywna” część filmu jest wtórna i nudna do bólu. A finał to chyba rozgrywał się w całości w Pokoju 1408 w Hotelu Panorama
3. papierowe postaci drugoplanowe – jak psychiatra to z brodą, jak małżeństwo to ona piękna, on zapracowany
4. łopatologiczne dialogi – z początku całej sekwencji z lustrem „na teraz” mamy wyłożenie kawa na ławę postaw bohaterów wobec tego, co ich spotkało. Najpierw przemowę daje ona, potem on. Dwa monologi, brak dialogu między rodzeństwem, brak interakcji. OK, brat zarzuca siostrze że ma urojenia. Ta przez pół sekundy gapi się na niego z otwartymi ustami, a potem wraca do swojego trajkotania. Powinna zacząć się bronić, zaprzeczyć, oraz przekonać go. Albo kazać się zamknąć. Albo rozpłakać się. Cala ta sekwencja wydała mi się przez nienaturalna. Dopiero potem zaczyna się jakiś dialog, ale też trochę drętwy. Ta dwójka zaczyna tak naprawdę ze sobą rozmawia, dopiero w drugiej części filmu. Mniej więcej od psa. I wtedy też pojawiają się emocje.
Naprawdę nie rozumiesz o co mi chodzi?
Dobrze, wyjaśnię o co mi chodzi, być może napisałem to mętnie. W wielu filmach psychiatrzy są przedstawiani w podobny sposób, w identycznej scenerii: starszy facet z brodą, grube okulary leżą na stole zapełnionym jakimiś papierzyskami, na ścinach wiszą dyplomy. Jest to standardowy, sztampowy wręcz chwyt, widziany w setkach filmów i seriali. To już po prostu nudzi, a co gorsza, w „Oculusie” takich sztampowych chwytów jest bardzo wiele, i moim zdaniem przytłaczają one wszystko to co w filmie jest oryginalne i ciekawe.
Mam nadzieję, że już rozumiesz co jest według mnie problemem filmu. Naprawdę, jaśniej już nie potrafię.