Pierwszy słaby horror Carpentera, jaki jak dotąd obejrzałem. Właściwie to brak mu tego Carpentera właśnie. Tego charakterystycznego klimatu jego filmów. Najbardziej zawiódł mnie jednak scenariusz. Fabuła jest prosta, jednak początkowo mamy pewną intrygę. Horrorów w szpitalach psychiatrycznych było już jednak sporo i były one w większości przypadków dużo lepsze. Brak tutaj odpowiedniej otoczki, ponurego nastroju jaki powinien towarzyszyć horrorom skupionym wokół takiego miejsca jakim jest szpital psychiatryczny (perfekcyjnie wykorzystano to na przykład w "Madhouse"). Później scenariusz jest wyjątkowo drętwy i prosty, można też odczuć jakąś pustkę, brak tu odpowiedniej liczby wprowadzonych do filmu postaci, ponadto jest też trochę naiwności. Ale co gorsza, wszystko to prowadzi do zaskakująco słabego zakończenia, które to miało być prawdopodobnie w zamiarze jednym z największych plusów filmu. Niestety "The Ward" jest strasznie nieświeży i brak w nim czegoś nowego. Ale co mnie strasznie rozczarowało to "jump scenki" zamiast kreowania odpowiedniej atmosfery grozy, niecharakterystyczne dla kina Carpentera. Nie mamy też najlepszej gry aktorskiej i muzyki. Moja ocena: 3/10.