Na początku cięgiem się brechtałem z tego filmu. Ot ładnie ubrana dziewczyna trafiła do ośrodku doktora szajby który zamknął ją na oddziale samych laseczek. Jest na co popatrzeć, jedna była tylko nieco szpetna nie licząc ducha. Brechty miałem podczas każdej akcji z udziałem doktorka i personelu. Nauki gry aktorskiej uczyli się chyba od terminatora (chodzi rzecz jasna o cyborga nie o Arnolda którego swoją drogą cenię sobie). Po prostu drewno. Ponad to teksty w tym filmie pisała osoba zupełnie bez pojęcia.Każdorazowo gdy któraś z postaci otwierała usta turlałem się ze śmiechu. Nie ma jak te objechane kawałki. Na koniec aż chce się dopisać "miota nią jak szatan". Pomiędzy natomiast rzadkimi wypowiedziami panowała monotonia i nuda. Straszne scenki pojawiły się pod koniec w formie ducha zawsze znajdującego się za plecami ofiary. Ponadto film wyraźnie kręcił jakiś niewyżyty sadysta, duch zamiast mordować personel żeby ocalić zagrożonego zniesmaczaniem widza znęcał się nad laseczkami w dodatku zostawiając niemal do końca najbrzydszą, szczęściem zanim nastąpił finał wzięła udział w średniowiecznej metodzie leczenia poprzez puszczanie krwi. Muzyki w filmie nie było wcale więc nie może go bronić. Końcówka nie była całkowicie zaskakująca. Film miał jednak potencjał, gdyby na początku laska puściła z dymem dom jednego z gliniarzy którzy po nią przyjechali, było by przynajmniej śmiesznie. Krótko mówiąc od tego filmu trzymać się z daleka no chyba że już wyczerpaliście swój limit dobrych filmów i jesteście zdesperowani by obejrzeć cokolwiek.
Naprawdę zabawny komentarz, uśmiałem się. Chyba zobaczę ten film, żeby też się pośmiać. Ostatnim filmem, na którym zwijałem się ze śmiechu z tych samych pobudek był: Megalodon - film cudo; szczególnie pamiętna jest scena, kiedy to rozbitkowie śmigłowca budzą się z tej kraksy, wygląda to jakby właśnie wstawali od kielicha a nie od nieszczęsnego wypadku - krótko mówiąc scena zapadająca w pamięć.