Ta część podobała mi się bardziej niż "Książę Kaspian" choć jedynce nie dorównuje. Już na samym początku widać duże zmiany w ekipie, jest nowy reżyser, kompozytor, operator i pewnie jeszcze parę mniej rozpoznawalnych osób. Zgodnie z książkowym pierwowzorem nastąpiła też zmiana lokacji, z kontynentalnej Narnii wyruszyliśmy na podbój mórz i to w mocnym stylu. Spinotti to pierwszy tej klasy operator w serii i dokładnie widać to w jego potężnych, malarskich kadrach okraszanych fanfarami Arnolda. Dalej jest już niestety gorzej, z książce najbardziej wybija się wątek zamienionego w smoka Eustachego tutaj zepchnięty na drugi plan. Główną osią akcji jest poszukiwanie porwanych ludzi i odnalezienie siedmiu lordów, a potem ich mieczy i pokonanie wielkiego zła i przezwyciężenie własnych lęków i jeszcze parę truizmów. Oczywistą oczywistością jest też powodzenie misji więc tym bardziej skupiłem się na smoka. Pierwsza obserwacja - Smaug to to nie jest. Nie chodzi bynajmniej o zachowanie postaci, wiadomo że tylko chłopiec zaklęty w bestię i nieporadne ruchy postaci zostały zrobione bardzo dobrze, ale sam wygląd jest zbyt bajkowy. Podsumowując - film jest na pewno bardziej widowiskowy niż nijaki "Kaspian" i ma przynajmniej jednego bohatera dynamicznego, ale i tak spłyca książkę, która nie jest przecież pozycją o wielkim ciężarze gatunkowym.