PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=796808}

Ostateczna operacja

Operation Finale
6,5 15 268
ocen
6,5 10 1 15268
6,0 4
oceny krytyków
Ostateczna operacja
powrót do forum filmu Ostateczna operacja

“Operation Finale”, czyli operacja “finał”, a nie “ostateczna”, jak chciałby Netflix czy polski dystrybutor. Miało być chyba nawiązanie do jednego z głównych bohaterów i jego (nie)sławnego rozwiązania pewnej kwestii, ale ma się to nijak do fabuły i wydarzeń, które film obrazuje. Chciałbym, żeby to była główna albo największa wada produkcji reżyserowanej przez Chrisa Weitza (“American Pie”, “Złoty kompas”, “Był sobie chłopiec”, czy… “Saga “Zmierzch”: Księżyc w nowiu”). No właśnie… chciałbym.

Adolfa Eichmanna (mam nadzieję) nie trzeba nikomu przedstawiać. Przyboczny Hitlera, nazista, jeden z głównych sprawców koszmaru drugiej wojny światowej, a nawet ktoś “więcej”. Uznany wszem wobec za autora “ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Nazywany jest po dziś dzień “architektem holokaustu”. Pod koniec wojny udało mu się ukryć, a następnie zbiec do Argentyny, gdzie próbował wieść spokojne życie jako pracownik lokalnej fabryki Mercedesa. “Operation Finale” opowiada o namierzeniu go przez Mosad, o planowaniu pojmania, a następnie na porwaniu Eichmanna, by mógł odpowiedzieć za swoje zbrodnie przed sądem w Izraelu.

Oscar Issac jako Peter Malkin stara się robić co się da z materiałem, który dostał, a dostał go niewiele. Podobnie Ben Kingsley grający niemieckiego zbrodniarza. Jemu przeszkadza nie tylko scenariusz (autorstwa Matthew Ortona), ale też reżyseria do spółki z karykaturalnym makijażem. Próba upodobnienia Kingsleya do Eichmanna skończyła się groteskowo, aktor wygląda jakby miał na sobie jeden z tych wielkich nochali ze sklepów z zabawkami (wiecie, często są przyklejone do okularów, w opcji są też wąsy).

Przechodząc już teraz do rzeczy (straciłem wystarczająco dużo czasu na seans): scenariusz i reżyseria to dwie podstawowe wady “Operation Finale”. Nie wiem, jakie były zamierzenia twórców, ale na podstawie efektu końcowego (żeby nie powiedzieć – nomen omen – finalnego) mogę się zabawić w zgadywanie.

Otóż chciano tu opowiedzieć w miarę wiernie o sprawie pojmania i porwania Eichmanna. Żeby jednak nie było nudno, ktoś stwierdził, że dobrym pomysłem będzie podpicować rzeczywistość i zamieszać gatunkami. Czasem taki zabieg wychodzi i nie będę potępiał w czambuł, ale miksowanie “Listy Schindlera” i “Avengers” czy “Expendables” już na papierze nie wydaje się zbyt dobrym pomysłem…

Grany przez Isaaca Peter Malkin to niemal komiksowy twardziel. Wpada, wyważa drzwi, obśmiewa plan szefa, wymyśla na poczekaniu lepszy. Kiedy pewna kobieta (z dziwnych powodów jedyna umiejąca robić zastrzyki w okolicy) nie chce jechać na misję, kto ją przekona? Oczywiście, że nasz superbohater. Przekona ją w moment, i jeszcze wskrzesi stary romans, bo czemu nie? Malkin wpadnie na pomysł identyfikacji Eichmanna, on go złapie, on go przekona do pewnych rzeczy. Zastanawiam się po seansie, dlaczego Mosad wysłał całą jednostkę, skoro jeden super-heros załatwił problem. Ba! Mam wrażenie, że gdyby mu pozwolono, przywiózłby z Argentyny cały samolot nazistów.

Śmieszne, niepoważne i momentami groteskowe na granicy zażenowania. Niemcy potajemnie spotykający się w klubach Buenos Aires to też komiksowi złoczyńcy. Poznają żydów po kolorze włosów, planują wznowienie działań wojennych, ale najbardziej lubią robić bardzo groźne miny i pluć na trzy metry wprzód podczas ekstazy zbiorowego “hajl-hitlerowania”.

Lubię pomysłowe podejścia do nienowych tematów. Nie przeszkadzała mi karykatura Hitlera w “Jojo Rabbit”, ale tam pasowało to do konwencji i w niczym nie umniejszało to ani wojennej tragedii, ani ofiarom. W “Operation Finale” mamy sceny mordowania żydów w jakimś leśnym dole, strzelania do noworodków, a za chwilę one-linery i dowcipy między członkami jednostki rodem z filmów akcji. Tych bardziej rozrywkowych. Niemiłosiernie gryzie się to ze sobą i moim zdaniem film po prostu jest kompletnie nietrafiony pod względem tonu. Ktoś chciał w jednej historii zawrzeć temat holokaustu i jednocześnie pokazać jacy fajni, luźni, zawadiaccy i bohaterscy byli członkowie Mosadu. Moim zdaniem nie wyszło.

Żeby chociaż udało się zawrzeć jakiś zniuansowany przekaz historyczny, jakiś morał. Nie ma mowy. Banał narracyjny goni banał narracyjny. Pokazywanie jak Eichmann kłamie, bo tak naprawdę zabijał żydów albo wydawał rozkazy egzekucji, bezpośrednio ma nam pokazać, że hej, on naprawdę był zły! Tanie moralizatorstwo i łopatologiczność bajek dla dzieci.

“Operation Finale” to kolejny, niewarty uwagi gniot z fabryki “Netflix original movies”. Chyba zacznę zbierać statystyki, żeby sprawdzić jaka jest szansa, że produkcja pełnometrażowa spod znaku “N” nie będzie stratą czasu. Mam wrażenie, że obecnie ten współczynnik jest dla Netflixa bardzo niekorzystny. Jeśli macie ochotę na film oparty o fakty, gdzie niewiele się dzieje, ale historia jest ciekawa, humor dobrze wpleciony, a napięcie dawkowane idealnie, polecam “Argo” Bena Afflecka. Chris Weitz chyba chciał zrobić coś podobnego, ale brakuje słów, żeby opisać, jak bardzo nie wyszło.

http://zabimokiem.pl/netflix-holokaust-i-niezniszczalni/

SithFrog

Dokladnie, Netfliksowe produkcje to dno. Jak mozna zrobic cos dobrego jesli kazda produkcja to narzucanie jedynego, slusznego toku myslenia.

ocenił(a) film na 6
monaker

A czego spodziewałeś się po filmie o Eichmanie? Opowieści o dobrych nazistach? Co netflix miał przekazać? Jak to dobrze, że wykańczali Żydów? Kuffa, idzie ręce załamać.

ocenił(a) film na 7
SithFrog

Argo to raczej słaby film, a już na pewno bez humoru. Ale Ty widzisz humor nawet w tym filmie, chociaż go nie było.

ocenił(a) film na 3
WakacyjnyPszemek

Trzeba uważniej oglądać. Tak go nie było, że początek filmu i cała rekrutacja do akcji to przekomarzanie się i przerzucanie przez bohaterów anegdotami i ciętymi ripostami w stylu amerykańskich filmów akcji.

Argo dostał Oscara, nie żeby to był jakiś wyznacznik, ale rzadko wygrywają (albo są nominowane) przypadkowe filmy.

ocenił(a) film na 7
SithFrog

Jak uważniej oglądać? Albo coś jest śmieszne albo nie. Oskary nie są dla mnie żadnym wyznacznikiem, więc taki argument do mnie nie przemawia

ocenił(a) film na 3
WakacyjnyPszemek

Podałem konkretne przykłady.

SithFrog

Ale co mieli pokazać twórcy? Drugą stronę i ich racje? Tam nie było żadnych racji, tylko chory fanatyzm który doprowadził do rzezi kilkunastu milionów ludzi.
Śmieszy cię Argentyna? Mnie nie - nie od dziś wiadomo że był to największy przyczółek nazistów po wojnie. Polecam też zapoznać się trochę z historią Argentyny po 1945 roku - bo wesoło to tam nie było.
To nie był XXI wiek - wydostać się z Europy było relatywnie łatwo. Polecam ci zapoznać się z tym jak masowo byli wyprowadzani naziści z Europy.
Podsumowując - twierdzisz że film jest słaby, a prawdopodobnie nie znasz historii nazistów po wojnie.
A scena "hajlowania" w pubie miała pokazać, że nawet kilkanaście lat po wojnie naziści wciąż mieli swoich zwolenników na świecie.

Film może nie jest idealny, stworzony raczej dla masowego odbiorcy. Ale twoja recenzja to zwykła przypierdzielka i nic więcej. "Panie krytyku".

ocenił(a) film na 3
gawroneks

Nie jestem krytykiem, to tylko hobby. Historię znam doskonale, sytuację Argentyny po 1945 też. Zarzucanie mi nieznajomości tematu po akurat tej recenzji oznacza, że albo jej nie czytałeś, albo nie zrozumiałeś. Podpowiedź: przez 90% czasu narzekam na formę i sposób przedstawienia tematu.

A jeśli podtrzymujesz zarzuty to wskaż mi cytaty z mojego tekstu, które sugerują nieznajomość historii. Gdzie napisałem, że ktoś miał pokazać drugą stronę i ich racje (bo pokazano obie strony przecież)? Gdzie napisałem, że śmieszy mnie Argentyna? Gdzie pisałem, że w Argentynie było spoko? Gdzie wspomniałem, że łatwo było wydostać się z Europy? Gdzie sugerowałem, że do Argentyny naziści nie trafiali masowo?

Jak mi wskażesz to się odniosę, bo na razie masz swoją wizję mojego tekstu, która nie ma nic wspólnego z treścią recenzji i to z tym zmyślonym tekstem dyskutujesz.

ocenił(a) film na 8
SithFrog

Po pierwsze, jeśli się czegoś nie lubi to się tego unika... więc anuluj subskrypcję Netflixa w te pędy ;)
Po drugie, w filmie nie pojawia się notka "oparte na faktach" więc autor scenariusza mógł dokonać wariacji na temat całej operacji.
Po trzecie film nie mógłby być na faktach z tejże chociaż przyczyny, że to była operacja wywiadu a te z natury są tajne.
Po czwarte, nie widziałem tam nikogo plującego ;) ani noworodka (raczej roczniaka).
Po piąte i ostateczne, recenzji daję 3 a filmowi 8 ;) panie krytykancie ;)

PS. nie sil się pan na odpowiedź bo i tak nie przeczytam ;)

ocenił(a) film na 3
Ellessar

Ad 1. Och jaka wysublimowana odpowiedź. Szkoda, że nie na temat. Na Netflixie są też dobre produkcje i klasyki, a opisywanego filmu nie mogłem ocenić nie oglądając go.

Ad 2. Nigdzie nie sugerowałem, że film jest na faktach.

Ad 3. patrz Ad 2., poza tym film w pewnym sensie z automatu jest na faktach skoro są w nim postacie historyczne i pokazuje wydarzenia, które miały miejsce.

Ad 4. Bez komentarza :)

Ad 5. Spoko, każdy ma swój gust.

PS Odpiszę i tak, dla higieny. Swoją drogą - wyjątkowo niekulturalne zdanie, więcej mówi o autorze niż reszta wpisu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones