Co jakiś czas pojawia się polski film, po którym wszyscy zaczynają jeździć jak po łysej kobyle. Jak by to było obowiązkiem albo w dobrym tonie, by mu dowalić jeszcze i jeszcze i w efekcie dobić konającego. ;)) Wydaje mi się to jakieś maniakalne i mało mające wspólnego z realnymi odczuciami po obejrzeniu danego filmu.
Tak jest właśnie dla mnie z "Ostrą randką". Ani to dużo lepsze, ani gorsze od wielu innych polskich kryminałów. Technika 3D jest tu oczywiście zbędna, a krew wygląda jak farbka (ewidentna wpadka charakteryzacji i/lub kolorysty), ale jako "bezmyślna rozrywka" ten film jest całkiem spoko.
Sylwia Boroń gra świetnie. W filmie większego kalibru mogłaby zebrać różne nagrody za "wczucie się w rolę". Wilczak jest odpowiednio mroczny. Reszta obsady bez większego znaczenia - nie przeszkada. ;) Logika wydarzeń w miarę w porządku. Muzyka adekwatna do stylu filmu. Średnie to wszystko bardzo, ale nic tu nie jest aż tak żenujące, żeby porównywać ten film do "Kac Wawy" będącej zlepkiem debilnych scenek bez ładu i składu i granej na poziomie amatorskiego teatru z Pcimia.
Ostatnio niektórzy krytycy zachłystywali się "Sępem", a to była zwykła tandeta udająca poważne kino. "Ostra randka" przynajmniej nie pozuje na coś, czym nie jest. Ot, krótka historyjka o lasce, która miała zły dzień. ;-))