Generalnie nie lubię gejowskich klimatów w filmach (i generalnie), ale ten film mnie pozytywnie zaskoczył.
Nie było chyba sceny, podczas której bym się nudził. Jak to zwykle bywa, kiedy gdzieś jest Sandler, film sili się na tani dydaktyzm,
ale da się to wytrzymać. Jak dla mnie brak scen niesmacznych (to zależy od wrażliwości). To zadziwiające,
że ktoś, kto tak nie znosi czegokolwiek związanego z homoseksualizmem, jak ja, może z satysfakcją obejrzeć taki film.
A jednak - i właśnie dlatego polecam. Zaryzykuję stwierdzenie, że bawiłem się lepiej niż na Robin Hoodzie
i Prometeuszu - ostatnich filmach wielkiego Ridleya Scotta. Dlaczego? Choć tamte filmy pod wieloma względami
są bardziej ambitne, to jednak w tym postawiono na to, co w kinie najważniejsze - rozrywkę, bez rozbuchanych efektów specjalnych.