Przepraszam najmocniej, ale akurat Hollywood nie powinno się brać za taki interwencjonizm, gdyż:
a) samo postępuje według bardzo podobnych zasad,
b) równiez ono samo szerzy kulturę broni (filmy akcji),
c) nie ma pojęcia o czym mówi...
...a mimo to chce uchodzić za jakiegoś speca. Najważniejsze problemy tego świata nie dadzą się sprowadzić niestety do kilku frazesów i złotych myśli (np. oklepanego "zło jest wtedy, gdy dobry człowiek nic nie robi").
Film kładzie w mojej opinii operowanie żałosnymi stereotypami (postać warlorda z Liberii i jego syna) i banałem (sposób ukazania rzezi w Afryce). Do tego postać Cage'a jest papierowa, nieprawdopodobna psychologicznie (handlarz bronią-łajza?) i wykreowana nieudolnie (tak na poziomie scenariusza jak i gry aktorskiej). Szkoda, bo film ma kilka zalet i mocnych punktów (zdjęcia, kilka fajnych scen, trochę symboliki). Ale niestety wymóg kasowości nokautuje "dzieło" Niccola. Ostatecznie jest to jednak film, któremu bardziej niż rozwiązanie kwestii handlu bronią leży na sercu zarobienie jak
największego szmalu na pokazaniu ludzkiej tragedii.