Znawcą kina nie jestem i na filmach dobrze się nie znam, ale właśnie wróciłem z "Feminy", gdzie obejrzałem "Patriotę" i muszę przyznać, że zachwycony nie jestem. Podczas blisko trzygodzinnej nasiadówy chyba z dziesięć razy patrzyłem na zegarek, czy daleko do końca filmu.
Film do bólu amerykański utrzymany w swoiście rozumianej atmosferze patriotyzmu z szablonowymi postaciami. Wszystko jest czarno-białe i jasno określone. Nasi - dobrzy, wasi - źli. Mam wrażenie, że udział w tym filmie Mela Gibsona był marnowaniem jego talentu, bo kreowana przez niego postać jest bardzo nudna, szaro-bura i niczym nas nie zaskakuje.
Poza tym czuję już przesyt filmami o walkach amerykańskich, wojnach domowych i ciemiężeniu niewolników (choć nie uważam, że nie są to ważne tematy - ale na ekranie - zakaz wjazdu!!!). Może jestem ignorantem, ale myślę, że ten film spokojnie można pominąć w wakacyjnym grafiku i ewentualnie poczekać, aż pojawi się na video i obejrzeć go w długi, zimowy wieczór.
PS. W porównaniu z "Gladiatorem" "Patriota" pozostaje daleko w tyle.
Bartek
barsocha1@go2.pl