stosunków żeńsko-męskich, czyli małżeństwo jako kara. Gospodyni domowa podpuszczana przez psiółkę zaczyna dostrzegać u męża same wady. A jako że wchodzi w okres menopauzy, owe dostrzeganie zostaje spotęgowane. Chciałaby zapewne mieć kochającego, przynoszącego dużo pieniędzy i rzadko bywającego w domu męża. A ma, owszem, gbura, tyle że pracującego. Całuje się z pierwszym lepszym chłopem, chciałaby się zabawiać, a tu ten mąż, kula u nogi. Więc? Najlepiej żeby umarł i zostawił dużo kasy. Taki feministyczny happy end.
Stosunek wielu współczesnych kobiet do małżeństwa przypomina mi jako żywo stosunek żydów do Polski. Lubią ją, gdy da się doić lub przynajmniej wszystko co złe biorą na siebie. Gdy dopominają się swoich racji to jest ajajaj.
Wiem, na Cyprze jest inaczej niż tu, ale czytając kobiece wpisy widzę, że one tego nie widzą.
Co do filmu - ot, obyczajowy obrazek z frontu damsko-męskiego bez większych emocji i przemyśleń.
Wyrachowana kobita-pijawka zaczyna dostrzegać w poczciwym, do-rany-przyłóż mężu same wady, bo przyjaciółka diablica jej podszeptuje i do tego jeszcze ta menopauza! Krótko mówiąc triumf feminizmu.
Myślę, że wiarygodnie byś wypadł w roli najlepszego kolegi tego biednego męża i nawet byś nie musiał szczególnie grać, bo poglądy widzę zbliżone :-)
Właśnie oglądam fragment, jak pijany mąż wdrapuje się na Elpidę i ją gwałci. Marny ten Twój komentarz, ale może to Ci się podoba, a może andropauza.