Nie do wiary, że w 2019 roku powstał film wyglądający jak produkcja z czasów sprzed "Obywatela Kanea". Wszystkie odkrycia języka filmowego z tego filmu jak i nastałych po nim zostały w "Piłsudskim" olane. W produkcji Michała Rosy pojawiają się karty opisujące wydarzenia i przeskoki czasowe jak w filmach niemych, a to co przedstawia taśma filmowa nie jest ani trochę angażujące. O dziwo największym plusem filmu jest Borys Szyc.