Jeżeli już przebrniemy przez pierwsze pół godziny tego filmu i przełkniemy przy okazji gorzką
pigułkę w postaci przeciętnej fabuły, czerstwych dialogów i marnego aktorstwa, zostaniemy
nagrodzeni przez Renny'ego Harlina tym co mu tu najlepiej wyszło, czyli akcją. Jednak mi ta
''dynamiczna lokomotywa'', niewiele pomogła w zawyżeniu ostatecznej noty. Jednak dla innych
może to w zupełności wystarczyć, i będą oni wniebowzięci oraz uznają to za dobrą rozrywkę.
Osoby, które nie doszukują się niczego innego poza odprężeniem w takim właśnie kinie, nie
mówię tu o poszukiwaniu drugiego dna, powinny poczuć w pełni satysfakcję.
Dzieło Harlina jakby nie patrzył to rzadki temat na ekranie, no i samo miejsce rozgrywki
pomiędzy homo sapiens, a ''przerośniętymi rybkami'' jest także niecodzienne. To nie plaża z pół
nagimi laskami i napompowanymi osiłkami, nie odkryty ocean i nie dryfujące w blasku
Księżyca łodzie. To stacja badawcza kryjąca w swoim wnętrzu tajemnicę. Powinna być moc.
W pewnym momencie rzeczywiście zaczyna się coś dziać.
Ale nawet w kinie ''odmóżdżającym'' nie samym widowiskiem człowiek żyje.
Przydałoby się zadbać jeszcze o składniki mające nie przyprawić nas o mdłości i bóle głowy.
Sam pomysł na taką historię to trochę za mało, gdy reszta jest beznadziejna, zbyt prosta i
toporna. Bo o ile na te fragmenty przesiąknięte brawurą, podsycone typową, momentami
przesadnie familijną i pasującą do ckliwego dramatu muzyką, patrzy się możliwie, o tyle na
pozostałe szczeble drabiny trudno się wchodzi, kiedy pod nogami czuć próchno.
W pierwszych 5, 15, 30 minutach razi dosłownie wszystko. Teksty nie wychodzą poza schemat,
brak im rozbudowań, ciekawej treści. Aż więdną od tego uszy.
Dostajemy za to logicznie myślące rekiny(???), oraz aktorów tak sztucznych w swojej grze, że
aż nie chce się wierzyć, iż ma się do czynienia z zawodowstwem. Jak mnie denerwuje, gdy
zamiast się skupić na swoje pracy i być naturalnym, aktor/ aktorka patrzy lub zerka w oko
kamery. To dosłownie niedopuszczalne i karygodne!!!
Dostajemy również żart, niestety tani w swoim przekazie. Wszystko to takie wymuszone.
Jak widać twórcy skupili się na widowiskowości i zmutowanych drapieżnikach, a także na
efektach, które są na całkiem przyzwoitym poziomie jak na 99 rok, a całą resztę zepchnęli w
koleiny banału i rutyny. Gdyby nie LL Cool J, nie miałbym kompletnie się z czego pośmiać.
Lecz nawet niektóre sceny podczas walki o życie są niekiepsko przegięte.
Za plus mogę uznać ''oko kamery'', bo dzięki niemu, sprawnie się ''Piekielną głębię'' ogląda.
Ogólnie taka tam rozrywka mająca już kilkanaście lat, która gdzieś plasuje się pomiędzy
klasykiem Spielberga, a dzisiejszymi w pełni fatalnymi i idiotycznymi horrorami z rekinami w tle,
takimi jak ''Dwugłowy rekin atakuje'' czy ''Noc rekinów''. 4/10 i ani pół punktu więcej.
Chłamowaty produkt rodem z USA i znów masa pozytywnych reakcji na FW . Jak dajemy sobie wcisnąć takie smutasy filmowe to nie dziwmy się że wciąz produkuje się gnioty. Dość dobrze scharakteryzowałeś ten film. Co do Cool J... to mnie jakoś nie przekonał jako aktor i jako zabawna postać.