Wychowałem się na wsi. Teraz mieszkam w sporym mieście (w Białymstoku - nie zbojkotowałem filmu, sam chciałem go ocenić, jak ktoś powiedział - są filmy, które trzeba zobaczyć, by wiedzieć, że nie warto ich oglądać), ale sentyment pozostał. Dlatego też, abstrahując od innych rzeczy, poraził mnie sposób przedstawienia polskiej wsi w tym filmie.
Jest rok 2001.
Rolnik Kalina w sumie nie wiadomo z czego się utrzymuje i z czego do niedawna utrzymywał żonę i dzieci. Może nieuważnie oglądałem film, ale chyba nie widziałem żadnego zwierzęcia, oprócz psa. Zero krów, świń, owiec, nawet kur nie ma.
Zamówił kombajn w jakiejś dziwacznej spółdzielni. W tamtych czasach na wsi którą znam, a to zwyczajna wieś w okolicach Sejn, wielu rolników miało swoje kombajny i jeździło po innych kosząc im zboże. Tu wygląda, że jest tylko ten spółdzielczy i tylko jeden. Kombajn nie przyjeżdża, ale można przyjąć, że rok wcześniej do Kaliny przyjechał, bo w tym roku też się go spodziewał. Mimo to widzimy jak Kalina przez chwilę młóci zboże, jeżeli się nie mylę tzw. szerokomłótką (może ktoś, kto ma większą wiedzę mnie poprawi). Czyli co, rok wcześniej i „kombajnował” i kosił żniwiarką? Gdzie tu sens? I Ilu rolników w Polsce w roku 2001 w ten sposób młóciło zboże, trudno mi ocenić, ale jak sądzę może jeden na 10 – 20 wsi.
I ta „żniwiarka” a tak ją nazywa młodszy Kalina to chyba wcale nie żniwiarka, a kosiarka ze stolikiem. Żniwiarka kosi zboże i jak nazbiera się odpowiednia porcja ramię zgarnia tę porcję na ziemię. Z niej osoba idąca za żniwiarką robi snopek, wcześniej wykonując przęsło – tak się to chyba nazywa – i wiążąc. Tutaj starszy Kalina zgarnia zboże ze stolika widłami. I znów . Ilu rolników w Polsce w roku 2001 w ten sposób, kosiarką, mogło kosić zboże? Jeden na 20 – 50 wsi, może jeszcze mniej, może nikt?
W „mojej” wsi żniwiarki przestały pracować pod koniec lat 60 – tych, wtedy pojawiły się snopowiązałki, kilka lat później kombajny. Gdyby scenarzysta dał Kalinie snopowiązałkę – nie byłoby problemu.
To co przedstawia w filmie scenarzysta i reżyser filmu kojarzy mi się z tym co widziałem w niemieckiej lokalnej prasie, którą kupował ojciec mego szefa a ja dostawałem dzień później. Wiele razy byłem w Niemczech i jak widziałem jakiś artykuł o polskim rolnictwie, to ilustracją było zdjęcie furmanki. Rozumiem tego chłopa na furmance z batem w ręku w niemieckim wydaniu, w Niemcach, mam wrażenie, pozostało coś „ubermenschowskiego”, dziwili się np. temu, że w Polsce są kolorowe telewizory czy bankomaty, ale żeby Polak tak ją przedstawiał. I nie chodzi by pokazywano jakieś przesadnie nowoczesne wsie, tylko po prostu TAKIE JAKIE SĄ, JAKIE BYŁY. To takie trudne?
Rolnicy w tym filmie, nawet jak jadą do miasta – oczywiście by pić alkohol i przeklinać – to jadą w filcach – takie ocieplane gumiaki, jakby ktoś nie wiedział. To bardzo wygodne obuwie, szczególnie latem.
Kolejna sprawa to dom i zabudowania Kaliny, aż dziw, że są tam drzwi, przecież mógłby po prostu zastawiać wejście snopkiem.
Skąd Kalina miał pieniądze na wykupienie macew? Dopłat jeszcze nie ma, nie widać zwierząt, dziadkowie nie żyją, na „mojej” wsi to oni właśnie, ich emerytury, pozwalały przez wiele lat dopinać budżet. Brat przysyłał? Nie ma o tym mowy. Dla scenarzysty suma 30- 50 tysięcy w 2001 roku to może wystarczała tylko na waciki, ale dla biednego rolnika suma nie do zdobycia.
I czy w roku 2001nie wystarczyłoby przypadkiem napisać lub zadzwonić, nawet anonimowo, do jakiejś fundacji zajmującej się dokumentowaniem holocaustu by ta podjęła jakieś działania, nawet w urzędach.
Młodszy Kalina zapewne uczył się w okolicznej szkole, ale nie ma ani jednego przyjaciela, kolegi nawet, przyjaznego znajomego. Gdzie rodzina żony, jakiś szwagier, ktokolwiek, kto by go jakoś wspierał?
Kolejna sprawa – starszy ksiądz. Mówi, że nic nie wiedział o zabitych Żydach a szukał informacji. Mnie to dziwi. To wieś, a w niej ludzie religijni, chyba chodzili do spowiedzi. Czy to możliwe by nikt nie miał nigdy wyrzutów sumienia w związku z tragedią sprzed lat. Nikt się nie spowiadał z tego, nawet na łożu śmierci? Jeżeli nie mężczyźni – podpalacze i zabójcy to może chociaż kobiety, ich żony, ci, którzy widzieli a nie reagowali. A tu najwyraźniej nikt.
Scenariusz, mam wrażenie, został napisany, na chybcika, na kolanie, bez dbałości o realia. Wydaje się, ze średnio rozgarnięty gimnazjalista, mógłby po jego przeczytaniu zwrócić uwagę autorowi na niektóre rzeczy, a jeżeli nie po przeczytaniu to przynajmniej w trakcie realizacji filmu. Nie widziałem by w wywiadach mówili o czymś takim twórcy czy aktorzy – jak się wydaje intelektualiści, niektórzy nawet z kilkoma fakultetami.
Rozumiem, że film nie musi być lustrzanym odbiciem rzeczywistości, ale chyba są jakieś granice. Czy tu zostały przekroczone, czy mamy do czynienia z manipulacją (czy takowa jest w filmie możliwa?) każdy sam oceni.
Przepraszam za ewentualne błędy, coś pomyliłem – poprawcie mnie.
Uzupełnienie.
Przyszło mi do głowy, że w sumie to zwierząt nie ma, ponieważ młody Kalina wszystkie je sprzedał, by kupować macewy. Ale może by tak powiedzieć o tym widzowi (umknęło mi to?). To tylko z 15 sekund by zajęło. I jaki efekt, starszy Kalina wchodzi do chlewa a tam pusto, wielki, długi budynek, kompletnie pusty. I pyta młodszego, rozkładając ręce: „Gdzie zwierzęta?”
W dodatku gdyby pokazano, że wrażliwy Kalina zaprzepaścił spuściznę po ojcu, by chociaż w ten sposób jakoś zadośćuczynić jego zbrodni, nawet początkowo nie wiedząc o jego winie, a tylko czując, że coś jest nie tak, to jakże byłoby to SYMBOLICZNE.
Chyba, ze sceny takie nakręcono, ale wyleciały w montażu. Tak czy owak jakoś to wszystko niechlujnie wykonane.
Ktoś może powiedzieć, że takie rozważania na temat filmu, nie mają sensu. A może jednak mają. Bo skoro po mocnym, męskim kinie skrzącym się przekleństwami, i mnóstwem tekstów do zapamiętywania dla gimnazjalistów, chcących uchodzić za twardzieli, robi się kino moralizatorskie, to może trzeba taki film bardziej przemyśleć.
Skoro po filmie ma myśleć widz, to może przed filmem ma myśleć twórca?