Skupienie na bezsprzecznie ważkim temacie powoduje, że w przypadku "Pokłosia" umyka jedna bardzo istotna mym zdaniem kwestia - ten film jest zwyczajnie słaby i źle zrobiony. Nie wiem, jak wyglądał na etapie scenariusza - być może lepiej i bardziej przekonująco, ale jako gotowy film razi uproszczeniami, naiwnością, dość często także kiepsko prowadzeni aktorzy grają jakby na opak, przeciw własnym rolom. Polska wieś wraz z jej mieszkańcami jest pokazana tak schematycznie i karykaturalnie, że można nad tym jedynie wzruszać ramionami (nawet jeśli takie wioski rzeczywiście jeszcze gdzieś się zdarzają). Duża część scen wypada sztucznie, dialogi rażą koturnowością, muzyka jest pompatyczna i wpychana dość idiotycznie wszędzie, gdzie tylko się da - a my zastanawiamy się, po cholerę tak dudni. Nawet zdjęcia Edelmana czasami wyglądają karykaturalnie, np. w scenie nocnego poszukiwań w starym domu rodzinnym ma się wrażenie, że dzieje się ona pod prysznicem. Wielokrotnie film obraża inteligencję widzów, oferując rozwiązania fabularne rodem z głupiutkich horrorów (zaczynając od: wróciłeś po 20 latach z USA na głuche zadupie i ktoś śledzi Cię z lasu? skoro zapada zmierzch, wejdź do niego, zostawiając walizkę przy drodze, rozbij sobie głowę o konar, a potem dziw się, że walizka zniknęła). Jest sztucznie i amatorsko, aż na koniec robi się wszystkiego żal - tematu, aktorów, reżysera, co nie udźwignął i straconego czasu. Może zwyczajnie jest tak, że Pasikowski porządnego kina dramatycznego robić nie potrafi, próbując na siłę łączyć kryminał i thriller z rozważaniami o kondycji ludzkiej, winie i odkupieniu. Moim zdaniem - kompletnie mu to nie wyszło, choć chciałbym, żeby było inaczej - nasze rozrachunki z historią na to zasługują.
Wyszedłem z kina zawiedziony, zirytowany i rozeźlony, bo kolejny znakomity temat został zaprzepaszczony. Teraz z niepokojem czekam na "Westerplatte 2". Może jednak będzie lepiej...