Poruszający, nie powiem, zwłaszcza ostatnie 30 minut. Dla mnie to nie jest jednak film o tej czy
innej zbrodni rzeczywistej, tylko opowieść o konfrontacji z przeszłością, prawdą. Co zresztą kilka
razy było zasygnalizowane. To mogłaby być inna zbrodnia, innego miasteczka, popełniona na
ludziach innej narodowości. Po prostu tak wynikało z kontekstu kulturowego, społecznego, w
jakim my, Polacy się poruszamy. No i spoko, film się udał, a że zagrał na nosie... prawidłowo,
lubię, jak porządne filmy robią szum.
Odsądzanie twórców, aktorów (pozdrawiam Macieja Stuhra i jego filmowego brata, świetna robota aktorska!) od czci i wiary, to już objaw zbiorowej histerii, owczego pędu i braku jakiegokolwiek wyczucia.
Na pewno zrozumieliście ten film?