Wajda odkłada do szafy ojczyznę i kręci brawurową satyrę lekko podlaną surrealizmem. Na tę samą półkę, na której trzymacie "Rejs" i komedie Barei.
Z dostępnej online wypowiedzi reżysera wynika, że nie uważał tego filmu za udany, co tylko świadczy o tym, że w jego najlepszym okresie arcydzieła wychodziły mu (przynajmniej czasem) nawet mimowolnie.
Zupełnie dla mnie niespodziewanie, bo staram się nie czytać nic o filmach przed ich obejrzeniem, ten obraz okazał się ostrą satyrą na męską ciotowatość, kobiecą pijawkowatość i - właściwie nie wiem jak nazwać zaburzenie psychiczne jednej z bohaterek - oraz na artystowski światek PRL-u i "chjumanistyczną" nowomowę. Wszystko to okraszone znakomitą ścieżką dźwiękową Andrzeja Korzyńskiego, świetną scenografią i kostiumami, rewelacyjną grą aktorską plejady polskich aktorów - często w malutkich brawurowych epizodach (Fedorowicz, Grechuta, Friedmann, Olbrychski).
Warto obejrzeć już dla samej - histerycznie śmiesznej - sceny imprezy w Nieporęcie.
"- A kto to jest? - 100 metrów pomidorów pod wysokim szkłem."
" - Kto to jest ta dziewczyna? - Piwna 58, tatuś na placówce."
No i oczywiście niezapomniany zespół bigbitowy "Bliscy płaczu".
Gorąco polecam, nawet tym, którzy nie przepadają za Wajdą w wydaniu patriotycznym.