Próba powrotu do klimatu części pierwszej zupełnie nieudana. Rozprowadzać trioxin jako narkotyk? Czemu nie. Zombie z tabliczką z napisem "Rave or bust" łapiący stopa? Czemu nie. Puszczenie w niepamięć wszyskiego co było w poprzedniej części, ale wykorzystanie tych samych bohaterów? Czemu nie! W filmie mnożyły się głupie i bezsensowne pomysły, które z założeniem twórców miały być śmieszne. Miały, ale jedyne co wywoływały to ironiczny uśmiech. Kiedy twórcy nie próbowali nas rozśmieszyć to serwowali nam nudny jak flaki z olejem horror, a każda jego scena i każdy atak zombie wyglądał niemalże identycznie. Jedynymi plusami tego filmu to wygląd zombiaka, który wyszedł z kultowej już beczki z trioxinem (z tych beczek zawsze są najlepsze trupki) oraz... nie, to jedyny plus. Moja ocena nie może być inna niż 1/10. Może jakbym chociaż część komediowa stała na wyższym poziomie to możnaby ten film znieść, ale żarty w stylu hippisów z koszulkami z napisami typu "Meat kills" krzyczących "Mózg! Mózg!" nie były śmieszne.
Nie pozostaje mi nic innego jak się zgodzić. Nie wiem jak ktoś po przeczytaniu scenariusza pozwolił na użycie tytułu oryginalnej trylogii. To co wtedy mogło śmieszyć teraz jest wręcz żenujące. Tak samo podejście do kontynuowania historii z poprzedniej części. Że nadmienię jak główny bohater żałuje wujka, który poprzednio zamienił jego rodziców w zombie. Potem widząc dwójkę przyjaciół przemienionych w zombie zastanawia się czy nie zawieźć ich do szpitala. Żenada po prostu. Gdyby nie fakt że scenariusz do obydwu części napisała jedna osoba stwierdziłbym że przy pisaniu tego epizodu nie zapoznał się wogóle z poprzednikiem.