Bardzo lubię stare filmy Allena, ale to co ostatnio wypuszcza jest nieporozumieniem. Formuła się wyczerpała i pomysły chyba też, bo "Poznasz..." jest tylko marnym przedrukiem poprzednich filmów. Może czas na urlop? Reżyser popełnił grzech śmiertelny w "Poznasz..."- grzech NUDY!!!
Zgadzam się z moscikiem, ten film nie ma fabuły, nic się nie dzieje, teksty wcale nie śmieszą, żadnych emocji podczas oglądana tego flmu ne odczuwała. Co innego było z "co nas kręci co nas podnieca", moze dlatego był o wile leprzy bo była jedna historia gówna i w sumie dwa wątki poboczne, wszystko się kleiło, a w "poznasz przystojnego bruneta" jest tych wątków za dużo, wieje nudą..
zgadzam się w zupełności. dodam jeszcze że tak mnie irytuje udawany brytyjski akcent wszystkich aktorow. nawet jesli są z anglii to tak jakby kazał im mówić absurdalnie sztucznie. :p
Z jednej strony piszesz, że nic się nie dzieje, a zaraz po tym, że wątków jest za dużo. To jak to w końcu jest?
Wielowątkowość w tym filmie doskonale odzwierciedla wielowątkowość życia - zaprezentowanego na kilku całkiem różnych przykładach. Nie sztuką jest pokazać jeden wątek, ciąg powiązanych wydarzeń. Życie polega na tym, że nikt do niego nie napisał scenariusza, składa się z wielu wydarzeń, niekoniecznie powiązanych ze sobą.
Odnoszę nieodparte wrażenie iż wszelkie wypowiedzi nt. Allena są "poprawne politycznie". Ostatnim dobrym filmem jaki widziałem w jego wydaniu był Vicky, Christina, Barcelona (może za sprawą świetnej gry Penelope). Każdy kolejny to dno. Szumne, dumnie brzmiące "frazesy" zapowiadające film który jest tak skończenie nudny że ciężko zmusić się do obejrzenia pierwszych 20-30 min a gdzie tu reszta. Co nas kręci, co nas podnieca był skończenie głupim, durnym i niedorzecznym (no cóż - wypadki zdarzają się każdemu - nawet najlepszym), ale gdzie tam. Ten utwierdza mnie tylko w przekonaniu że jest coraz gorzej. Z każdym kolejnym filmem Allen rozmienia całą swoją legendę na drobne i szmaci się coraz bardziej (nakręcany zapewne pochlebnymi, kłamliwymi recenzjami krytyków, producentów itp) Niestety: najwyższy czas odstawić w kąt krzesełko z napisem reżyser i zabrać się za to co jeszcze mu wychodzi, czyli za jazz bo filmy z jednego na drugi są coraz bardziej denne.
Ja bym raczej patrzył na kolejne filmy jako na eksperymenty. "Whatever works" było prześmiewczą, groteskową wręcz, formą zobrazowania ludzkich skrytych marzeń, fantazji. "You will meet..." ukazuje natomiast bezsens życia.
Nie można od żadnego twórcy wymagać robienia wciąż filmów na tym samym poziomie i w tej samej tematyce. Każdy ma prawo do eksperymentów. A ja się piszę na allenowskiego królika doświadczalnego.
deltabox3, zupełnie brak ci konsekwencji: skoro ten film to takie zero - dlaczego ocena aż 3/10? Rozumiem, że to odruch litości dla filmu "skończenie głupiego", a niższe oceny rezerwujesz dla filmów "nieskończenie głupich" (btw zwrot częściej spotykany w poprawnej polszczyźnie niż twoja propozycja frazeologiczna)
Pełna zgoda, Allen należy do niezatapialnych: żadnemu krytykowi jakoś przez gardło nie przejdzie, jak słabe filmy robi ostatnio Allen. Brunet, to, jak ktoś to określił - sypialnia, jest tak nudny, że trudno wysiedzieć do końca. zapraszam do czytania mojej, jak najsłuszniej krytycznej opinii: http://podtytulem.blogspot.com/2011/03/poznasz-przystojnego-bruneta-rez-woody.ht ml
Jakie to uczucie być mądrzejszym i odważniejszym niz "wszyscy krytycy" i pisać "jak najsłuszniejsze" opinie? Domyśłam się, że fantastyczne. Życzę Ci, żeby Twoje osobiste osiągnięcia stanowiły przynajmniej tysięczną część osiągnięć Woody Allena - a będzie to naprawdę niemało.
Dla mnie sprawa jest prosta- jeśli film jest zły, nudny i bez polotu to po prostu trzeba o tym napisać. Zresztą sam Allen ma do siebie bardzo krytyczny stosunek, o czym opowiada w swoich nielicznych wywiadach. Gdyby nie szumne zapowiedzi filmu "Poznasz..." w kinach i prasie nie zawracałabym sobie głowy pisaniem opinii o filmie, ale w tej sytuacji taka reklama filmu jest wciskaniem kitu.
A ja uważam, że film jest dobry, ciekawy i z polotem. Dlaczego Twoja opinia miałaby ważyć więcej niż moja?
Być może, szanowny mosciku, zestawiasz Allena z Toy Story 3, który to film, jak widzę, uważasz za arcydzieło. W trakim przypadku powiem tylko, że porównujesz długie z zielonym.
A cóż tu mają do rzeczy osiągnięcia Allena? Wiele z jego filmów jest bardzo dobrych, to jeden z tych reżyserów, którzy naprawdę wzbogacili kino i bardzo go cenię. Ale jeżeli robi film bardzo zły, to czemu o tym nie napisać?
Oczywiście, że napisać, proponuję tylko, żeby nie robić tego na zasadzie "film jest taki a taki" ale "moim, zdaniem/uważam że/moge się mylic, ale...". Czyli z odrobiną pokory (w końcu piszesz o reżyserze, którego bardzo cenisz).
Dyskusja ma to do siebie, że każdy ma prawo do swojej oceny. Jesteś jedyny tutaj , który się oburza i próbuje nam udowodnić, że białe jest czarne. Nikt nie neguje, że Allen potrafi reżyserować dobre filmy, ale "Poznasz..." jest filmową wydmuszką bez żadnej treści. Jeśli ty masz inne zdanie, nie będę cię nawracać... Spróbuj tylko w dyskusji nie używać argumentów poziomem ze szkoły podstawowej i twierdzić, że zestawiam "Toy Story" z "Poznasz..." . Sprawdź w słowniku hasło "gatunek filmowy" wtedy będziesz wiedział o co mi chodzi. Pozdrawiam
Definicję gatunku znam. Widzę natomiast, że już w Twoim profilu wśród ulubionych arcydzieł nie ma "Toy Story 3". Szkoda.
hehe nie rozumiesz tych filmów, Twoje wypowiedzi cuchną protekcjonalnością i nadęciem, Whatever works to jeden z najlepszych filmów Alena i nawet nie zamierzam Ci tłumaczyć dlaczego bo po prostu mi się nie chce, zresztą czy przyjąłbyś moje argumenty skoro uważasz że evan wszechcośtam jest o pięć gwiazdek lepszy...?? myślę że nie