Kiedyś to obejrzałem pacholęciem będąc i zapadło mi bardzo w pamięć. A wczoraj siadłem przed TV ze szklanicą szkockiej w garści i odjechałem. Te porównania do westernu jak najbardziej na miejscu. Bo mamy wszystkie klisze gatunku:
- rządzi ten, kto bardziej bezwzględny i szybciej strzela, a nie prawo, ale w końcu i tak wygrywa "ten dobry"
- wszystkie postacie są bardzo mocno zarysowane i charakterystyczne, ale jednocześnie niezbyt rozbudowane psychologicznie
- te wiecznie cierpiące przez mężczyzn kobiety...;)
- tragiczny bohater - sam na początku, sam na końcu, pojawia sie znikąd (a przeszłość jego dramatyczna) i odjeżdża donikąd, a wątpliwości nim wciąż targają
- no i, podobnie jak w przypadku amerykańskiego Dzikiego Zachodu, mamy legendę "zdobywania" nowych ziem, nieznanych, nieoswojonych. Swoją drogą, to faktycznie musiały się tam dziać rzeczy różne...
No i ten lekko dekadencki klimacik... Nie wpsominając nawet o balladzie Fettinga, bo to już po prostu jest,że klękajcie narody.
No nie mam pytań. 10/10.