Kwestia, Angiera<<<<<<<<<<<<<<SPOILER>>>>>>>>>>>>>> i tego czy oryginał czy klon
był w zbiorniku z wodą. Widzę, że wiele osób się o to wykłóca. A moim zdaniem każdy klon
był tak naprawdę oryginałem. Przypomnijcie sobie scenę z kapeluszami i słowa Tesli, na
pytanie o 'który kapelusz jest mój?", odpowiedział "Wszystkie". Uważam, że kiedy Angier
wszedł do maszyny, to jasne utworzył się jego klon, który jednak nie miał pojęcia o tym, że
jest klonem, tylko wiedział, że ma chwycić za pistolet i zabić klona. Zamotałam ale mam
nadzieję, że wiadomo chodzi. Każdy Angier, który wypadał do pojemnika i ten pierwszy
Angier, byli przekonani, że są oryginałem i muszą zabić klona, a potem zrobić zemstę na
Bordenie.
Angier wpadał do zbiornika, a jego klon, czyli jego wierna kopia przeżywała, by dokończyć pokaz. I tak w kółko.
Czyli wszystko sprowadza się do tego że klon i oryginał byli całkowicie nie do rozróżnienia. Ponieważ mieli te same cele, myśli, obawy itd, itd.
Moim zdaniem kluczem do zrozumienia tego jest odrzucenie prostej logiki oryginał-kopia czy oryginał-klon. Raczej należałoby założyć, że otrzymywało dwa egzemplarze Angiera, oba "oryginalne". Tym samym dochodzimy do kwintesencji - za każdym razem Angier musiał jednocześnie umrzeć i przeżyć, wszystko oddać by triumfować. Zabić siebie samego dla ulotnego prestiżu. To kwestia na dłuższe i czysto filozoficzne rozważania.
Angier w zbiorniku umierał, co z końcowym ujęciem. angier przeżył jako klon w pojemniku? Prosze o podpowiedz ;)
@sisija
Też nie mogę tego rozgryźć. I jeszcze jedno pytanie - skąd Angier wiedział podczas feralnego występu (gdy drugi z bohaterów próbował rozbić zbiornik), że tam "na dole" pojawiły jakieś problemy? Przecież nie mógł się pojawić publiczności, skoro potem wyszło na jaw, że zginął (kostnica, postępowanie sądowe itd.)!
W trakcie finałowej sceny jest ujęcie, gdy patrzymy na widownię z perspektywy Angiera - słychać wtedy zza kulisów krzyk Bordena "Where's the bloody key?". Zapewne Angier w trakcie kolejnych występów czekał, aż Borden zejdzie pod scenę, i gdy tej nocy usłyszał krzyk z dołu po prostu nie wyszedł z ukrycia.
Wydaje mi się, że tam wszystko poszło z dymem (rozprzestrzeniający się ogień z rozbitej lampy), cały budynek i wszystkie klony.
Ale jakieś ciało w zbiorniku pozostało... Znaczy się, że Angier nie pozbywał się trupów i wszystkie trzymał w piwnicy? 100 występów, niezła kolekcja... ;)
Pozostało, ale wszystko się spaliło = zbiorniki z klonami też. :> Na to wychodzi, że trzymał, może nie miał gdzie 'składować'. ;p W tym też wydaje mi się być zawarta odpowiedź na Twoje pytanie - mianowicie, 'na dole' nie było żadnych problemów, to było celowe i zaplanowane, każdorazowe uśmiercanie klona. Ten jeden co przeżył na sam koniec przybrał później postać tego lorda, co to niby wszystko odkupuje i zabiera córkę Bordena. A do postępowania sądowego 'wyjął' sobie jednego z martwych klonów. ;)
On nie przybrał postaci lorda - on był lordem. Na początku filmu Angier mówi, że zmienił nazwisko, by nie przynosić wstydu rodzinie swoim zawodem. Zapewne przed wybraniem zawodu magika naprawdę był arystokratą i po prostu wrócił do tego.
Chociaż image'u zbytnio nie zmienił, chyba tylko ten jego ślepy pomocnik by go nie rozpoznał. ;p
Ja rozumuję podobnie tzn gdy Angier wszedł pierwszy raz do maszyny to mogły się zdarzyć dwa warianty.W pierwszym on zostawał w maszynie a klon się przenosił i obrywał kulkę,ale to by znaczyło,że w czasie pierwszego występu prawdziwy Angier ginie i resztę numerów wykonują jego klony.W wariancie drugim to klon podczas pierwszej próby zostaje w maszynie i zabija Angiera nie wiedząc nawet,że jest klonem,ale i tak wychodzi na to samo zmienia sie tylko to,że podczas pierwszego wystepu nie ma już oryginalnego Angiera.
Według mnie rację ma ptr_89 . Nie ma oryginału ani kopii. Za każdym razem gdy Angier wchodził do maszyny tworzyły się 2 identyczne egzemplarze. Angier który wchodził do maszyny ginął i tworzył się jego 2 egzemplarz i to on dalej żył, aż do kolejnego pokazu.
że tak powiem, to jest powalone...
Ogólnie cały film spoko, mi się podobał ale ta opcja z klonami trochę za bardzo namącili w tym i myślę, że sam reżyser by nie umiał dokładnie powiedzieć czy potem to były klony czy 'oryginalny' Angier.
Posrane to jest.
Jesli Angier domyslał się ze zostanie zabity (wizyta w więzieniu) wiec sciaga maszyne aby sie sklonowc klon mógł udawc martwego
a wiec Angier przezył
A jeśli Borden przewidział że tamten go wrobi to sam tez się wcześniej skopiował x razy. Poza tym skopiował jeszcze inne postacie i jeszcze wcześniej zamówił u Tesli maszynę do czyszczenia pamięci i wszystkim wyczyścił i teraz wszyscy żyją jak dawniej ale Borden jest najlepszym magikiem.
leszku.... nie ma tego w filmie o którym piszesz. Takich teorii można wymyśleć nieskończenie wiele.
Mam pytanie z innej beczki.
Skąd Borden wiedział o Tesli (scena, gdy Borden daje Angierowi karteczke z "kluczem" do sztuczki) ?
Borden podpuszcza tylko Angiera co do Tesli. Choć on też chyba korzystał z jego pomocy.
Z tego co pamiętam to trochę wcześniej w filmie Borden był na przedstawieniu Tesli.... na tym co były jakieś prądy i coś się popsuło.
Borden napisał na kartce Tesla bo taka zmyła mu przyszła do głowy. Tesla był znanym wynalazcą i Borden uważał że to dobra ściema.... że Angier to połknie.
Nie ma nigdzie w filmie żadnych przesłanek jakoby Borden korzystał z pomocy Tesli.
w ostatniej scenie filmu 2sekundy widzimy stojacego Angela Skad by sie tam znalazl wszystkie wczesnijsze klony
musialy byc USUNIETE CHYBA ZE DURNA POLICJA BY ICH NIE ZAUWAZYŁA
Angiera jeśli już.
Przetrzyj okulary (jaki stojący Angier??). W ostatnich sekundach filmu jest ujęcie na to szklane akwarium z martwym Angierem. Było ich tam pełno ponieważ Angier je tam składował. Teatr w którym Angier pokazywał swoją sztukę i magazyn topielców to dwa różne miejsca. Policja się o tych trupach nie dowiedziała bo przecież Angier do wywożenia trupów z teatru używał niewidomych.
Ta rozkminka jest dziwna, klon to klon, czyli taki sam, nie ma znaczenia, jest identyczny, ja rozumiem to tak, ze przejmuje tez myśli, doświadczenia itp "oryginału", czyli tez całą obsesje bycia najlepszym, nie ma co dyskutować. Co do Angiera, na sali pojawiał się zawsze klon, gdy Angier chcial za pierwszym razem wypróbować maszyne zastrzelil wlasnego klona. Potem gdy robil przedstawienie pokazowe dla tego dyrektora (juz ze zbiornikiem pod scena) zginał, a na sali dyrektora powitał klon. Lecz logiczne byloby tez ze chcial wczesniej wybrobowac manewr ze zbiornikiem, wiec pewnie go wykonał, ale tego juz w filmie nie bylo. I wtedy "oryginalny" Angier sie utopił. Nie wiem, dla mnie to jest logiczne, stad cała ta gadka o poświęceniu na końcu i o tym ze nie wie gdzie sie znajdzie, na scenie czy w skrzyni, ale to juz bardziej egzystencjalna rozkmina niz techniczna. Oglądałem ten film z 15 razy i nic innego tu nie wchodzi w gre. Nolan w swoich filmach chce nas oszukac tylko na poczatku, ale potem wyjaśnienie jest proste, tak proste ze nawet go nie dopuszczamy. Tak tez bylo w memento czy w incepcji.
Dokładnie, na samym końcu, kiedy Angier rozmawia z Bordenem, mówi o tym jaką wysoką cenę zapłacił cały ten czas ściagając się z nim. Za każdym razem przy "klonowaniu" musiał zabijać samego siebie. Czy oryginał czy klon? Problem w tym, że każdy Angier to był oryginał...
Film oceniam jako dobry .Ale pomysł popełnienia samobójstwa dla uciechy gawiedzi wydaje mi
się po prostu głupi . Klon to jednak już całkiem inna osoba niż oryginał.Trochę luzu.
Troll
To czemu odpowiedziałeś na mojego posta, kiedy ja mam takie samo zdanie jak Ty? Odniosłam wrażenie, że kpisz z mojej wypowiedzi, już nie mówiąc o prowokacji dotyczącej wiadomej sprawy, która absolutnie nie powinna mieć miejsca w tym poście...- dlatego uznałam to za trolling
No właśnie... dlatego pogódźcie się i idziecie razem do Luny na "2 dni w Nowym Jorku" na zgodę!
"Film oceniam jako dobry .Ale pomysł popełnienia samobójstwa dla uciechy gawiedzi wydaje mi
się po prostu głupi"
Nie, to nie było dla uciechy gawiedzi tylko zaspokojenia własnego ego. Rozchodziło się o to, żeby Angier mógł się napawać oklaskami tłumu "zachwyconego" sztuczką. Jasne jest to w filmie od samego początku że nie chodzi o zaspokojenie widowni, tylko własnej obsesji, a historia kiedy aktor zastępuje go na scenie a ten spod sceny musi wysłuchiwać oklasków tłumaczy to w sposób jasny i klarowny.
"Problem w tym, że każdy Angier to był oryginał..."
no własnie, to już nie mi oceniać, mi chodziło o stronę techniczna, pojawiał się drugi Angier, taki sam czyli klon, możemy tez dać im numery, Angier 1, 2, 3 itd. Pewne jest, ze Angier 1 się utopił, a 2 został zastrzelony i koniec.
Zgadzam się. Pewnie sami twórcy filmu nie do końca omówili te kwestię i zostawili to pod rozwagę widzom. Najcięższe w tym numerze było zastrzelenie samego siebie i o takiej ''ofierze'' mówił Bordenowi Angier. W dodatku Cutter powiedział Robertowi, że go okłamał i tonięcie nie jest tak przyjemne, jak do tej pory Angier myślał. Kolejny cios, bo uswidomił sobie, na co skazywał de facto samego siebie.
Problem gdzie pojawiał się klon/duplikat. Są dwa warianty : Angier wchodzący do maszyny zostaje przetransportowany poza maszynę, a maszyna tworzy klon/duplikat, który potem ginął (ale to oznacza, że oryginalny Angier zginął przy pierwszej próbie znikającego człowieka, bo został zastrzelony). Drugi wariant to taki, że oryginał zostawał w maszynie, a klon był transportowany poza nią, ale w filmie giną (maja ginąć) klony, które spadały do klatek z wodą pod maszyną.
Konkluzja jest podyktowana dyskusją : tworzony był drugi Angier, o tych samych myslach, doświadczeniach i odczuciach. Każdy egzemplarz Angiera był Angierem z punktu widzenia Angiera. Natomiast z punktu widzenia widza były to klony a więc pozostaje aspekt śmierci poszczególnych egzemplarzy (dlatego powstał problem przy oglądaniu, przyznam się że tez się zapętliłem). Przecież dla nich doznanie śmierci było już indywidualne.
Istnie zasadnicze pytanie jak działa maszyna chociaż efekt działania jest identyczny
1.Maszna kopiuje oryginał (k/o)
2.Maszyna rozrywa rozdziela oryginał coś na kształt liter Y
O ile w pierwszym przypadku jest to wybór dramatyczny dla uczestnika
Eksperymentu albo zginę ja albo klon
w drugim trudno powiedzieć nie ma oryginału ani kopi
Oczywiście dla obserwatora z zewnątrz nie ma to znaczenia i dla wyniku eksperymentu
moim zdaniem każdy egzemplarz Angiera byl przez niego odbierany jako klon i na odwrót, klon myślał, ze oryginalny Angier to klon. Gdybym ja nagle zobaczyl swojego klona to bym myslal ze ja to ja, a klon to klon, ba klon, myślałby dokładnie tak samo, ze to ja jestem klonem. proste jak drut
w czasie pokazu na scenie występuję "oryginał" gdy maszyna do klonowania rozpoczyna przenoszenie w czasie, teleportuję oryginał w jakieś miejsce w teatrze, a na miejscu zostaję kopia która wpada wprost do klatki wypełnioną wodą. Tak pozbywał się od razu kopii. Więc moim zdaniem wszystkie kokony w klatkach były to trupy klonów.
skąd ta pewność? moim zdaniem na sali lądował klon, stad gadka o poświeceniu na końcu, bo co za problem utopić własnego klona, gorzej samego siebie żeby klon dalej kontyuowal dzielo.
Ja przyjęłam, że podczas ''przenoszenia'' Angier ''dzieli się'' na dwie identyczne osoby. Nie chodzi tu o powstanie klona, czy bliźniaka, bo oni mimo takiego samego wyglądu, nie byliby w 100% Angierem. Z bliźniakami pewnie każdy z nas miał kiedyś kontakt i wie, że tylko wyglądaja tak samo, ale mają oddzielne wnętrze, a klon z definicji jest imitacją, można powiedzieć, że wydmuszką. W ''Prestiżu'' chodziło chyba o to, nagle jeden i ten sam człowiek jest w 2 miejscach jednocześnie. Patrzysz na siebie samego i nie wiesz, który z was jest tym właściwym. Teoretycznie to, czy był pod czy na scenie, nie ma znaczenia, bo był tu i tu.
"w czasie pokazu na scenie występuję "oryginał" gdy maszyna do klonowania rozpoczyna przenoszenie w czasie, teleportuję oryginał w jakieś miejsce w teatrze, a na miejscu zostaję kopia która wpada wprost do klatki wypełnioną wodą."
Czy aby nei nazbyt przekombinowane. Oznaczałoby to że w samej maszynie musiała nastąpić zamiana przed spadkiem w zbiornik. Mamy więc teleportację 'oryginału', podmianę jego na klona, utopienie klona... Dużo bardziej zawiłe niż stworzenie klona w bliżej nieokreślonym miejscu i utopienie oryginału (co pasuje do śpiewek o własnym poświeceniu). Choć z tym nieokreślonym miejscu, to akurat nagromadzenie kapeluszy i kotów przy domu Tesli w jednej kupie wskazuje ze miejsce transportacji było jedno ustalone.
Proces kopiowania wyglądał w ten sposób, że obiekt kopiowany stał w jednym miejscu urządzenia.. Obiekt nie znikał, nic widocznego z nim się nie działo, otaczały go wyładowania elektryczne. Na tej podstawie (oczywiście nie mamy 100% pewności) można wnioskować, że „oryginał” był w jakiś sposób „skanowany” i odtworzony kilka metrów dalej. Idąc tym tropem, według mnie, możemy jak najbardziej mówić o „oryginale” i o „kopii”, a nie o dwóch równorzędnych oryginałach. Fakt, że skopiowane zostały wszystkie myśli, wspomnienia, charakter itd. i jest to identyczna osoba, ale obydwie te osoby mają tą świadomość, że to ten który stoi w pozycji wejściowej urządzenia jest tym „pierwszym” i kopia inteligentnego człowieka powinna od razu zrozumieć że znajduje się w pozycji „wyjściowej” urządzenia i zaczęła istnieć zaledwie kilka sekund temu i chcąc nie chcąc jest tylko kopią.
Prawdziwy Angier umarł w momencie pierwszego pokazu numeru właścicielowi teatru. Potem zmieniały się już tylko kopie.
Zgadzam się ze wszystkim. Jaką ja miałem z tym rozkminę po filmie... Jak dla mnie jest kilka czynników decydujących o tym, że możemy mówić o kopii i oryginale. Po pierwsze, jak powiedział przedmówca, obiekt wzorcowy pozostaje w miejscu, nie ulegając żadnym widocznym transformacjom. Jedynie kopia pojawia się jakby "znikąd". Moim zdaniem jest to po prostu atom w atom ten sam człowiek, ale mimo wszystko odtworzony. Po drugie, planując pierwszą próbę urządzenia, Angier po wystrzeleniu z rewolweru musiał założyć, że uśmiercił kopię. Po trzecie, w filmie wyraźnie widzimy zamontowaną w maszynie klapę, przez którą obiekt wzorcowy wpadał do zbiornika z wodą. Biorąc pod uwagę punkt drugi, było to umyślne działanie Angiera mające na celu uśmiercenie samego siebie.
Być może już nic więcej nie dopowiedziałem, ale to jest chyba ostateczny wniosek i łamigłówka rozwiązana. Polecam "Dzienniki Gwiazdowe" Stanisława Lema, a w nich szukać rozdziału o perturbacjach czasoprzestrzennych :)