Tyle się nasłuchałem, że to najnudniejszy film, jaki zdażyło się kiedykolwiek nakręcić, że jest nie do oglądania, że odpycha od telewizora/monitora organicznie... Aż w końcu się skusiłem i włączyłem. I co? Minęło półtorej godziny, a ja nie ziewnąłem ani razu. Fakt, ani razu się nie wzruszyłem czy zaintrygowałem, ale... To trochę mało, jak na taką famę.
Jeśli kogoś interesuje paradokument, opowiadający historię geja, który poruszył Ameryką, cóż... To film dla niego. Mnie manifesty homoseksualistów, próbujących światu pokazać, że są co najmniej równie wspaniali jak hetero, raczej kapkę bawią... Nigdy nikogo nie skreśliłem za bycie bi- czy homo-... Dopóki nie robi z tego wielkiego halo. Ten film takim halo miał być, ale patetyczne przemowy obróciły go w lekko groteskową komedyjkę.
Skatowanego trochę szkoda. Ale szkoda dzieciaka, nie geja. Przez film nie zrobiło mi się go ani trochę bardziej przykro, niż gdybym przeczytał o tym w gazecie. Ciepłe kluchy, jak tysiące innych. Nic przeraźliwego.