Parę dni wcześniej wybrałam się na "Włoski dla początkujących" i myślałam, że w tym roku juz nic bardziej mnie nie wzruszy... a jednak! "Przekleństwa...." są rewelacyjne: piękne zdjęcia, urzekająca muzyka i ... ulotne blondynki....
I pewnie ten film tak by mnie nie wzruszył, gdyby nie to, że czuję ostatnio ogromna potrzebę utwierdzenia się w przekonaniu, że piękne i czyste uczucia są nadal możliwe... Że pomimo tego, że jesteśmy przepracowani, zagonieni i zniszczeni życiem nadal potrafimi bezinteresownie kochać i w prosty sposób to okazywać....
"Przekleństwa..." to tylko w nie wielkim stopniu film o miłości, bardziej o wpływie innych ludzi na nasze życie.... ale ja wyłapałam płaszczyznę uczuć, bo na tym zakręcie mojego życia to na nowo stało się najważniejsze w moim życiu... i mam nadzieję, że tak zostanie...