PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=656595}

Przeznaczenie

Predestination
7,1 73 776
ocen
7,1 10 1 73776
6,2 12
ocen krytyków
Przeznaczenie
powrót do forum filmu Przeznaczenie

Jest to swoista odpowiedź na umieszczony jakiś czas temu post użytkownika "Lailonn" pt. W skrócie wyjaśnienie fabuły. Otóż, jak sam autor zaznaczył jest to wyjaśnienie "po łebkach" i wiele kwestii zostało pominiętych, co wywołało lawinę kolejnych pytań ze strony innych użytkowników. Ja co prawda oglądałem ten film tylko raz, więc nie czyni to ze mnie wielkiego eksperta, aczkolwiek film dał mi dużo do myślenia i przeanalizowałem go dość dokładnie; dlatego też sądzę, że jestem w stanie skutecznie wyjaśnić wszelkie meandry tej jakże oryginalnej fabuły, które przewinęły się wcześniej na forum. Aby miało to „ręce i nogi”, opowiem tę historię od początku, czyniąc zrozumiałym poszczególne wątki.

Większość ludzi na forum zastanawia się co trzeba by zrobić, aby pętla czasowa została przerwana i nie doszło do zamachu. Otóż chodzi o to, że właśnie nie należy tego robić ;-)
W 1985 roku wynaleziono wehikuł czasu i oczywistym było, że należy wykorzystać to urządzenie w dobrym celu np. zapobiegając katastrofom, które miały miejsce w przeszłości. Priorytetem był zamach bombowy w Nowym Jorku sprzed 10 lat, w wyniku którego zginęło ponad 11 tys. ludzi. Oczywiście zmiana przeszłości wiązała się z licznymi paradoksami, dlatego aby ich uniknąć; dyrektor całego przedsięwzięcia - Pan Robertson - uknuł intrygę, polegającą na zabiciu zamachowca przez... samego siebie. Był to jedyny sposób, aby zapobiec konsekwencjom zabicia kogoś w przeszłości, czyli głównego paradoksu dotyczącego podróży w czasie. Wszystko dokładnie i szczegółowo zaplanował. Zaczął od cofnięcia się w czasie, zwerbowania przyszłego terrorysty (jego młodszą wersję nazwijmy „barmanem”) do jego własnej agencji i nadania mu rozkazu zabicia „bombera”. Oczywiście nie poinformował go, że przyjdzie mu zabić samego siebie. Element zaskoczenia był tutaj kluczowy, aby nie dać się przekonać argumentom swojego przyszłego "ja", o tym że zabicie go nic nie da i że powinien zabić siebie (mówił on na swoją korzyść, chcąc przeżyć i dokonać zamachu). "Barman" go zabił, więc do wybuchu bomby nie doszło. Punktem kluczowym całej intrygi Robertsona było jednak niedoprowadzenie do ponownego wydarzenia się całej sytuacji i powtórki z zamachu - "barman" cały czas żył, a to przecież on w przyszłości ma tę bombę podłożyć. Robertson wykombinował więc, że zamknie "barmana" w pętli czasowej, która będzie powielać w nieskończoność pożądany przez niego schemat wydarzeń, kończący się za każdym razem na zabiciu terrorysty tuż przed jego ostatecznym zamachem. Historia z przeszłości będzie cały czas zataczać koło, a tymczasem ludzie z teraźniejszości (rok 1985) będą żyć w świecie, w którym wybuch bomby nigdy nie nastąpił :-) Aby koło toczyło się same - bez jego dalszych ingerencji, a pętla pozostała 'szczelna' - bez uczestnictwa innych osób; zastosował zasadę rekurencji/rekursji i zamknął wszystko w panoramie jednej osoby, czyli barmana/zamachowca. Tym samym musiał wykreować dla niego nowe życie, które jest niejako wyjaśnieniem jego pojawienia się i pozostania w przeszłości. Musiał więc być swoimi własnymi rodzicami, którzy zapoczątkują jego życie. To też było możliwe tylko na odrębnych liniach czasowych (w końcu musiał zapłodnić sam siebie, porwać dziecko i umieścić je w sierocińcu), dlatego trzeba było rozwarstwić tę historię w czasie, dokonując kolejnego skoku w przeszłość, tym razem ze swoim młodszym "ja", czyli facetem poznanym w barze. Jak już wspomniałem wcześniej, istotna jest tutaj niewiedza bohatera odnośnie tego, że spotyka samego siebie w różnych momentach swojego życia. Dzięki temu w żadnej sytuacji nie orientuje się, co tak naprawdę jest grane. Nabranie 'samoświadomości' doprowadziłoby do buntu bohatera i chęci przerwania pętli. Robertson to przewidział, dlatego nigdy nie wyjawił całkowitej prawdy "barmanowi" i przekonał go (pod pozorem „dezintegracji czasowej”), aby ten zachował się podobnie względem swojej młodszej wersji. Aby natomiast prawda sama nie wyszła na jaw, przeprowadzono na nim operację plastyczną, przeszczepiając twarz i zmieniając tym samym jego wygląd cyt. „tak, aby go rodzona matka nie poznała” (i faktycznie taki był cel :-D). Oczywiście dodając do tego korzystny (czyt. nie wzbudzający podejrzeń) kontekst w postaci nieudanego pościgu za zamachowcem.
Historia jest tak sklejona, że bohater sam ingeruje w swoją przeszłość i przyszłość zarazem, modyfikując okoliczności w taki sposób, aby było możliwe jego dalsze funkcjonowanie. Napędza go do tego jego własna ambicja i motywacja zaszczepiona pierwotnie przez samego Robertsona (swoją drogą chyba największego filmowego geniusza). Dla naszego protagonisty, to zawsze będzie ostatnia misja, zawsze będzie tylko o krok od złapania złoczyńcy i zawsze będzie umotywowany do tego, aby w danym momencie postąpić tak, a nie inaczej. Historia będzie toczyć się w nieskończoność, a bohater nigdy nie uświadomi sobie, że jest jedynie trybikiem w maszynie, skonstruowanej po to, aby ocalić tysiące ludzkich istnień.

Mam nadzieję, że długość tekstu nie zniechęciła do przeczytania. Jeżeli nie zgadzacie się z tym co napisałem, inaczej interpretujecie film, albo macie jakieś pytania; to jestem otwarty na dalszą dyskusję :-)

ocenił(a) film na 9
Gaarox20

No no ja Ci nie przyznam racji ;-)
- "Z czasem jednak zaczął się zastanawiać czy na pewno dobrze robią zmieniając przeszłość i postanowił w przeszłości sam dokonać jakiegoś aktu i właśnie tym aktem terroryzmu był zamach w 1975 roku" - Taka sytuacja nie ma w ogóle sensu. Koleś zmienił się tak bardzo, że zaczął zabijać ludzi? I nie chcąc zmieniać przeszłości, postanowił zmienić ją tak drastycznie?
- A jeżeli chodzi o akcję z sierocińcem, to było to tak zgrabnie połączone i zmontowane, że tu po prostu nie ma wątpliwości, że to on sam siebie tam podłożył. Jak obejrzysz scenę z początku i z końca filmu, to dostrzeżesz że są one identyczne.
- "Co było pierwsze: jajko czy kura?" - w filmie pada odpowiedź na to pytanie. Jest to kogut, a więc czynnik zewnętrzny. W tym wypadku agent, który przybywa z przyszłości i daje początek całemu zdarzeniu.

ocenił(a) film na 7
apdarw

"Z czasem jednak zaczął się zastanawiać czy na pewno dobrze robią zmieniając przeszłość i postanowił w przeszłości sam dokonać jakiegoś aktu i właśnie tym aktem terroryzmu był zamach w 1975 roku" - chodziło mi raczej o to że to nie jest tak że on się zmienił, tylko on powstrzymał jakiś ten kataklizm(być może nawet ten sam z 1975, którego pierwotnie dokonał ktoś inny), ale z biegiem czasu zaczął zauważać że taka ingerencja w przeszłość wcale nie jest dobra. Dlatego znów cofnął czas (jak wiemy jego maszyna zmiany czasu nie wyłączyła się na końcu o czym mówi sam ten zamachowiec w pralni) żeby do tego dopuścić, bo sam ukazuje później te przykłady tego ile osób ocalił w przyszłości przez to że ten zamach się dokonał.

A z tym że podrzucił samego siebie, to dla mnie jest najbardziej naciągana teoria w całym filmie. Po prostu próbuję to rozgryźć tak żeby to było ewentualnie możliwe zakładając przemieszczanie w czasie i zakładając że faktycznie podrzucił samego siebie. Bo weźmy sytuacje realnego czasu, prawdziwy rok, w którym on się urodził zanim ktokolwiek zaczął zmieniać przeszłość. Oznaczałoby to że za pierwszym razem jego po prosty nie było i za pierwszym razem wcale nie wychował się w żadnym sierocińcu, a co za tym idzie nie było tego wybuchu. Bohater urodził się normalnie, miał normalnych rodziców, cofa się w czasie, zapładnia samego siebie po czym zabiera dziecko i przenosi je w czasie podrzucając pod sierocińcem. Czyli dopiero wtedy zaczyna się historia zamachowca, po wcześniejszej już ingerencji w przeszłość.
Ale wtedy też nie trzyma się to kupy bo to jest błędne koło nie mające początku bo kogo on musi potem zapłodnić żeby sam się urodzić skoro spłodził go ktoś inny.
Dlatego właśnie uważam że to dziecko, które on podrzuca do sierocińca to nie jest on sam tylko no nie wiem, po prostu jego dziecko, któremu on chce dać szanse na życie ale po jakiego czorta wtedy cofałby się w przeszłość z tym dzieckiem. :D
Kurde to wszystko jest bardziej zakręcone niż mój licznik od wody
Coś czuję że im dalej będę to próbował rozgryźć tym coraz bardziej będę uważał ten film za bez sensu ;)

ocenił(a) film na 9
Gaarox20

<Dlatego znów cofnął czas (jak wiemy jego maszyna zmiany czasu nie wyłączyła się na końcu o czym mówi sam ten zamachowiec w pralni) żeby do tego dopuścić, bo sam ukazuje później te przykłady tego ile osób ocalił w przyszłości przez to że ten zamach się dokonał.>
- Bo zamachowiec jest najstarszą wersją agenta. Przeżył już wszystko, czego młodszy agent dopiero dokona. Mówiąc o tym ile ludzi uratował, próbuje przekonać młodszego siebie do niezabijania go. Terrorysta został jednak zabity, więc teraz agent będzie kontynuował te same misje co zamachowiec, ratując na nowo tych samych ludzi. Ostatecznie zorientuje się, że jest złapany w pułapkę czasu i będzie próbował zmienić przeznaczenie, a może tego dokonać jedynie poprzez doprowadzenie do katastrofy. Kończymy w punkcie wyjścia, gdzie to znowu jego młodsze "ja" wpada na jego trop, on próbuje go przekonać, ale tamten jest na tyle zdeterminowany, aby powstrzymać zamach, że dochodzi do zabójstwa... i tak w kółko. Jest więźniem w pętli czasu. A jeżeli chodzi o defekt w działaniu wehikułu czasu, to jest to manipulacja ze strony Robertsona, czyli inicjatora całej akcji :-)

Co do drugiej kwestii - zadajesz takie same pytania, jak co druga osoba na tym forum :-D Ja wyjaśniłem to już wcześniej w tym samym temacie, w którym teraz piszemy. Przejrzyj ten wątek, a uzyskasz odpowiedzi :-)

ocenił(a) film na 8
apdarw

Problem polega na tym, że on wcale nie zapobiegł temu zamachowi. Gdyby tak było, nie wiedzieli by o nim w przyszłości. Gdyby to była właśnie ta chwila gdzie pętla się zamyka i do zamachu ostatecznie nie dojdzie, to stary John w pralni nie wiedział by, że młody John go tam zabije. Wycinki z gazet w tym zeszycie to jedyne dowody na to, że jakiekolwiek zamachy zostały powstrzymane w przyszłości/przeszłości. Zamknięcie pętli, o które chodzi w tej pralni polega na tym, że siedzi w tej pralni najstarsza wersja bohatera ( gdyż nie ma innej możliwości). Nie wiadomo jednak czy jest to ostateczna wersja ów pętli, możliwe a racze bardzo prawdopodobne jest to że owa pętla za każdym razem ma odchyły od poprzedniej, ale póki pozostanie pętlą nie będzie miała wpływu na ludzi, musi przestać nią być aby czas mógł płynąć dalej. Wytłumaczyć to można tym, że jeżeli przeszłość nie jest do końca uformowana, bo ciągle w niej coś się zmienia (pętla). Przyszłości nie ma, gdyż aby przyszłość istniała przeszłość musi pozostać niezmienna. I właśnie to w moim odczuciu chciał stworzyć twórca tej historii - paradoks. Wykluczam teorie światów równoległych, gdyż tej kwestii w ogóle film nie porusza. Co do początków pętli to póki co nie będę się wypowiadał, gdyż jeszcze nie jestem przekonany do logiki jej powstania.

ocenił(a) film na 9
Keitaro

Tak, tylko że jeżeli zakładać, że podróż w przeszłość jest w ogóle możliwa, to tylko dzięki istnieniu światów równoległych. Inaczej nie ma to po prostu jakiegokolwiek sensu i każda historia stworzona na takich fundamentach pozbawiona byłaby logiki. Istnienie równoległych rzeczywistości jest jedyną rzeczą, która skleja wszystkie wątki w całość i uwiarygadnia tę opowieść. W przeciwnym wypadku, ani Twoja, ani moja teoria nie trzymałaby się kupy i ginęła pod lawiną sprzeczności, wytykanych bezwzględnie przez innych widzów. I nie jest to tylko moja opinia, ale tak działa fizyka; z perspektywy której przeszłość, teraźniejszość i przyszłość stanowią jedność i każdy z tych elementów istnieje zawsze; a jedyną opcją aby tak nie było (nieinercjalny układ odniesienia), jest czas doświadczany z innego punktu widzenia (teoria relatywistyczna), czyli właśnie alternatywnej rzeczywistości.

Jeżeli nie przekonało Cię to co napisałem w pierwszym/oryginalnym poście, polecam (dość długą) lekturę całego tematu. W raz z kolejnymi pytaniami innych użytkowników, korygowałem lub dopowiadałem pewne niuanse, co w rezultacie powinno dać pełny i wiarygodny obraz sytuacji. A na pewno tłumaczy kwestie, które zostały poruszone przez Ciebie.

ocenił(a) film na 7
apdarw

Ogólnie to podróże w czasie mogą mieć trzy skutki.
1. Teraźniejszość zmienia się na skutek zmian przeszłości. Ale wtedy jak to by wyglądało? Jakbym ocalił kogoś w przeszłości to on nagle by od tak się pojawił na ulicy, albo obudził w trumnie w której został pochowany? Raczej mało przekonywujące
2. Cofając czas teraźniejszość przestaje istnieć (jak w terminatorze) bo od teraz teraźniejszością jest ten moment, do którego czas został cofnięty. Ale wtedy powstałby chaos gdyby na raz kilka osób korzystało z wehikułu i podróżowałoby w różne okresy.
3. Najbardziej prawdopodobne, cofając czas nie zmieniam teraźniejszości, tutaj czas płynie nadal ale tworzy się nowa rzeczywistość, w której teraźniejszością staje się moment do którego się przenosimy. Oznaczałoby to że każde użycie wehikułu czasu do podróży wstecz powodowałoby stworzenie nowej rzeczywistości.

Biorąc pod uwagę którąkolwiek z tych wersji jedno jest pewne. Gdyby nie doszło do stworzenia wehikułu czasu, do zamachu nigdy by nie doszło bo nie byłoby też zamachowca. Więc Robertson za pierwszym razem na pewno nie próbował powstrzymać właśnie tego zamachu a jeśli nawet to dokonał go ktoś inny.
Dlatego moim zdaniem jest tak:
W pierwotnym momencie zamachowiec musiał mieć normalnych biologicznych rodziców. To niemowlę zostało zabrane przez Robertsona do przeszłości i podrzucone do sierocińca i tak powstał zamachowiec. To dziecko dorosło, zostało agentem, zapłodniło samego siebie z przeszłości. Ale to nie znaczy że wtedy spłodził samego siebie. Dziecko które się urodziło jest po prostu jego córką. Przez to że on zabiera to dziecko i podrzuca w przeszłości pod sierociniec sprawia że historia jego samego przestaje istnieć w tej rzeczywistości bo już miała swoją historię w innej równoległej rzeczywistości a to małe dziecko będzie kreowało swoją historię. Przez to ze są to te same zestawy genów, ta dziewczynka będzie być może bardzo podobna do rodzica, i przez to że wychowa się w dokładnie tym samym środowisku (a środowisko ma największy wpływ na kształt osobowości) będzie myśleć tak samo jak jego rodzic i spotkają ją zbliżone (ale nie jest powiedziane że dokładnie takie same) losy.
Na końcu w pralni on nie spotyka samego siebie tylko swojego ojca. Poznał jego słowa o tym ze trzeba dopuścić do zamachu ale zabija go. Potem jego dziecko zabije jego, a jego wnuk zabije swojego ojca itd itd.

Ciekawe co by sobie pomyślał scenarzysta gdyby przeczytał wszystkie nasze teorie na temat filmu
Ogólnie to powinienem uczyć się do egzaminu inżynierskiego a zastanawiam się nad tym jak było "na prawdę" w filmie :D

ocenił(a) film na 9
Gaarox20

"Ogólnie to podróże w czasie mogą mieć trzy skutki..."
- No widzisz, sam uznajesz wieloświat za najbardziej prawdopodobną opcję. Dlaczego więc ją wykluczasz, skoro tylko ona nie generuje żadnych sprzeczności?

"Gdyby nie doszło do stworzenia wehikułu czasu, do zamachu nigdy by nie doszło bo nie byłoby też zamachowca. Więc Robertson za pierwszym razem na pewno nie próbował powstrzymać właśnie tego zamachu a jeśli nawet to dokonał go ktoś inny."
- To nieprawda, bo wehikuł czasu stworzono już po przeprowadzeniu zamachu (1985>1975); z tym że tak jak przypuściłeś, dokonała tego inna osoba. Jak do tego doszło pisałem już w tym temacie, post znajduje się gdzieś na pierwszej stronie.

"Dlatego moim zdaniem jest tak: ..."
- Twoja wersja zdarzeń jest bardzo zbliżona do tego, co sam napisałem. Z tym że moja teoria pasuje bardziej i już mówię dlaczego...

Napisałeś:
"Przez to ze są to te same zestawy genów, ta dziewczynka będzie być może bardzo podobna do rodzica, i przez to że wychowa się w dokładnie tym samym środowisku (a środowisko ma największy wpływ na kształt osobowości) będzie myśleć tak samo jak jego rodzic i spotkają ją zbliżone (ale nie jest powiedziane że dokładnie takie same) losy."
- Otóż okazuje się, że taka historia po prostu nie może się wydarzyć. Myślałem podobnie, ale jakiś biolog-genetyk, który wypowiedział się pod moim postem, uzmysłowił mi że zgodnie z faktami naukowymi nie może dojść do takiego ciągu sytuacyjnego. Argumenty, których użył brzmiały mniej więcej tak:
>Dziecko dwóch identycznych osobników nie będzie takie samo jak ich rodzice. Ludzie mają zawsze pewien indywidualny zbiór chromosomów (genom), który za każdym razem ulega wymieszaniu na zasadzie rekombinacji genowej (crossing-over). Dziecko może odziedziczyć po nas geny, które dla nas były ukryte (recesywne), a w jego ciele staną się dominujące.
>Nawet przyjmując, że z dziecko dwóch klonów, również będzie ich klonem; to nie dojdzie do zjawiska, które można określić mianem dziedziczenia osobowości/świadomości. Takie dziecko mimo iż będzie pozornie takim samym człowiekiem, będzie zachowywać się podobnie, ale nie identycznie. A niewielka nawet zmiana na tle charakterologicznym, może doprowadzić do podejmowania zupełnie innych wyborów.
>Wspominasz o środowisku, które pozostanie takie samo. Otóż to również jest założeniem błędnym. Doświadczenia naukowców wskazują, że taka sama historia nie ma prawa wydarzyć się dwa razy. A więc nawet jak będziemy mieć takiego samego człowieka, zachowującego się w ten sam sposób; to zawsze istnieje kilka miliardów innych ludzi, zjawisk natury, czy zdarzeń losowych; które tym razem mogą okazać się nieco inne i w rezultacie doprowadzić do zupełnie innych skutków. Tzw. efekt motyla lub teoria chaosu.

Oprócz tego widzę jeszcze jedną sprzeczność:
"Poznał jego słowa o tym ze trzeba dopuścić do zamachu ale zabija go"
- Dokładnie to rozmowa między nimi wygląda mniej więcej tak: Zamachowiec mówi do agenta, żeby go nie zabijał, bo jeśli tego dokona, to historia się nie zmieni i to on sam znajdzie się w końcu na jego miejscu. Przekonuje go, że trzeba dokonać zamachu, aby obaj mogli zmienić swoje przeznaczenie. Jak wiemy agent nie dał się przekonać i zabił zamachowca, czyli jednocześnie nie dopuścił do wybuchu. Gdyby go posłuchał do zamachu by doszło. Daje to więc główny czynnik motywujący dla bohatera i kontekst fabularny dla całego filmu. Nie za bardzo widzę sens w postępowaniu Robertsona, jakie zostało zobrazowane w twojej interpretacji. Skoro nie doszło do zamachu w pierwszej kolejności, jak i nie miało do niego dojść wcale; to jaki jest rzeczywisty cel tych wszystkich manipulacji z jego strony i czemu on właściwie modyfikuje przeszłość i to akurat w taki, a nie inny sposób?

ocenił(a) film na 8
apdarw

Aby zachować jakąś równowagę wypowiedzi, odniosę się jedynie do jednej sprawy.

"- Dokładnie to rozmowa między nimi wygląda mniej więcej tak: Zamachowiec mówi do agenta, żeby go nie zabijał, bo jeśli tego dokona, to historia się nie zmieni i to on sam znajdzie się w końcu na jego miejscu. Przekonuje go, że trzeba dokonać zamachu, aby obaj mogli zmienić swoje przeznaczenie. Jak wiemy agent nie dał się przekonać i zabił zamachowca, czyli jednocześnie nie dopuścił do wybuchu. "

Nie ma ani jednej przesłanki, która by świadczyła o tym, że do zamachu nie doszło. Tak zabija go w tej pralni, ale dlaczego myślisz, że to właśnie powstrzymuję zamach? Zamachu mógł dokonać powiedzmy rok młodszy John, który wie że za rok zginie a w swojej świadomości ma to jak bardzo jest mu ten zamach potrzebny. Głównym natomiast dowodem na to, że do zamachu doszło jest fakt, że wiedzą o nim w przyszłości oraz to, że stary John w pralni, również zabił samego siebie a do zamachu i tak doszło. Pętla wcale nie powstrzymuje zamachu.

ocenił(a) film na 9
Keitaro

"Nie ma ani jednej przesłanki, która by świadczyła o tym, że do zamachu nie doszło. Tak zabija go w tej pralni, ale dlaczego myślisz, że to właśnie powstrzymuję zamach?"
- Nie za bardzo mi się chce to tłumaczyć, bo wszystko jest w końcowych scenach filmu; ale ok, zrobię to.
W czasach teraźniejszych agent rozmawia z Robertsonem, pragnąc otrzymać bezpośrednie pozwolenie na zabicie zamachowca. Padają słowa: "na pewno chcesz cofnąć się tak blisko zamachu?", agent odpowiada: "tak". Skacze więc do roku 1975 na kilka tygodni przed wybuchem. Rozpoczyna swoje małe dochodzenie. Widzimy m.in. jak przegląda różnego rodzaju dokumenty śledcze, raporty policyjne i mapy; które stanowią dowody na przeprowadzenie ataku oraz nakreślają epicentrum wybuchu. Jego uwagę przyciąga jeden wpis: "Podejrzany wychodzi ze sklepu z elektroniką (gdzie nastąpił wybuch) i kieruje się do pralni. W ten sposób agent odkrył miejsce, w którym terrorysta planuje zamach i w którym aktualnie przebywa. W pralni zamachowiec pokazuje agentowi urywki z gazet dotyczące przeszłych i przyszłych zamachów (1968, 1974, 1991); których dokonał i dzięki którym przeżyło rzekomo więcej osób, niż bezpośrednio w nich zginęło. Agent w kontrargumencie przedstawia fatalne skutki najbliższego zamachu, w którym zginęło 10 tys. ludzi. Zamachowiec wstaje i smutnym głosem wypowiada słowa: "Zawiodłeś się na mnie? Rozumiem. Ale kiedy pył opadnie przekonasz się, że postąpiliśmy słusznie"; dając mu do zrozumienia, że wszystkie te ataki, włącznie z tym nowojorskim, są konieczne i trzeba do nich doprowadzić. I właśnie dlatego wiem, że jakby go nie zabił, to do wybuchu by doszło.

"Głównym natomiast dowodem na to, że do zamachu doszło jest fakt, że wiedzą o nim w przyszłości"
- Z tym że jest to przyszłość jeszcze przed odbyciem podróży w czasie. Po dokonaniu zmian w przeszłości, ulega ona zmianie i wówczas nikt nie wie o zamachu. Nie traktuj tutaj czasu w sposób liniowy.

" stary John w pralni, również zabił samego siebie a do zamachu i tak doszło"
- Nie doszło do zamachu po tym jak zabił samego siebie, bo po co wówczas planowałby przeprowadzenie go ponownie w przyszłości;
- A także nie doszło do niego po jego śmierci, bo niby kto miał to zrobić, skoro był on jedyną osobą, która go zaplanowała.

ocenił(a) film na 8
apdarw

Jak to kto miał go przeprowadzić? On, tylko że wcześniej, zanim znalazł się w pralni. Stary John w pralni, również był w tej samej sytuacji i zabił siebie w pralni a i tak zamach miał miejsce. Nie ma ani jednego dowodu na to aby zamach się nie odbył. Gdyby był to dziewiczy cykl, można by było mniemać, że zapobiegł on zamachowi, ale tak nie jest jest to któryś już cykl z kolei i w każdym z cykli zamach się odbywa.

ocenił(a) film na 9
Keitaro

"Jak to kto miał go przeprowadzić? On, tylko że wcześniej, zanim znalazł się w pralni. Stary John w pralni, również był w tej samej sytuacji i zabił siebie w pralni a i tak zamach miał miejsce."
- Nie zrozumiałeś tego co przed chwilą napisałem, albo nie czytałeś mojej pierwotnej interpretacji. Po tym jak młodszy agent zabija starszego, nie ma już W TYM MOMENCIE nikogo, kto może przeprowadzić ten zamach. Znajdzie się taka osoba, dopiero wtedy gdy historia zatoczy koło i dziecko z sierocińca stanie się agentem, a później zamachowcem. Oczywiście wtedy również zostanie powstrzymane i także przez swoją młodszą wersję. Dzięki temu do zamachu nigdy nie dojdzie i ludzie z przyszłości będą żyć w świecie bogatszym o co najmniej 10 000 osób.

"Nie ma ani jednego dowodu na to aby zamach się nie odbył."
- Serio? Przeczytałeś w ogóle to co napisałem wyżej? Lepszego dowodu mieć już nie można!

"Gdyby był to dziewiczy cykl, można by było mniemać, że zapobiegł on zamachowi, ale tak nie jest jest to któryś już cykl z kolei i w każdym z cykli zamach się odbywa."
- No to powiedz mi w takim razie, jaki jest w ogóle sens istnienia tej pętli czasowej. Jaki sens przyświecał Robertsonowi w knuciu tak zawiłej intrygi? I po co te wszystkie manipulacje na płaszczyźnie biologiczno-fizycznej?
- Gwoli formalności, z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że był to jednak dziewiczy cykl. Spójrz tylko na zdziwienie, jakie towarzyszy zamachowcowi, gdy do pralni wchodzi agent. Nie byłby tak zaskoczony, gdyby to on wcześniej złożył taką wizytę swojej starszej wersji. No i na pewno przygotowałby wypowiedź w celu przekonania go do słuszności swoich racji, a tak to widać, że mówi spontanicznie i wymyśla argumenty na poczekaniu.

W ogóle mam wrażenie, że przed przystąpieniem do dyskusji nie przeczytałeś moich wcześniejszych postów w tym temacie. Nie uśmiecha mi się pisać kolejny raz tego samego.

ocenił(a) film na 9
Gaarox20

"No widzisz, sam uznajesz wieloświat za najbardziej prawdopodobną opcję. Dlaczego więc ją wykluczasz, skoro tylko ona nie generuje żadnych sprzeczności?"
- To zdanie nie było skierowane do Ciebie. Pomyliłem Cię z innym użytkownikiem - Keitaro.

apdarw

Pętla czasowa którą sugerował kolega Apdarw (ta z pojedynczym zaaranżowanym oryginalnym początkiem i późniejszymi cyklami) trochę się nie sprawdza (albo niedopatrzenie w scenariuszu) - przecież po spotkaniu młodej bohaterki (jeszcze jej) ze swoim starszym odpowiednikiem (już nim) w deszczu ona (młoda) powinna zapamiętać jego twarz i po kilku (nastu) latach i operacjach skojarzyć, że jej dawny podrywacz wyglądał identycznie jak ona teraz (z okresu pogawędki w barze) i zamiast gawędzić w barze o nienawiści do dawnego amanta z jeszcze starszym sobą - przedsięwziąć coś inego niż w nieświadomości sytuacji obiecywać mu zgon i pętla - jesli w ogóle twała by dalej - rozgrywałaby się inaczej z racji ingerencji bohatera już za drugim razem.
Chyba że podjąć rzuconą tu przez kogoś możliwość pętli - ale ze światami równoległymi - każda pętla, mimo że taka sama - rozpoczynałaby się w nowym rozgałezieniu czasu i bohaterowie następnych reinkarnacji byliby nieświadomi poprzednich.
Może po prostu zamailować do reżysera i zapytać?

ocenił(a) film na 9
kotbury_filmweb

W filmie bohater po zmianie płci sam mówi, że nie był nawet w stanie spojrzeć lustro, bo bał się rezultatów zabiegu. Natomiast osobą, która interpretowała film na tle światów równoległych, byłem właśnie ja.

ocenił(a) film na 7
apdarw

">Wspominasz o środowisku, które pozostanie takie samo. Otóż to również jest założeniem błędnym. Doświadczenia naukowców wskazują, że taka sama historia nie ma prawa wydarzyć się dwa razy. A więc nawet jak będziemy mieć takiego samego człowieka, zachowującego się w ten sam sposób; to zawsze istnieje kilka miliardów innych ludzi, zjawisk natury, czy zdarzeń losowych; które tym razem mogą okazać się nieco inne i w rezultacie doprowadzić do zupełnie innych skutków."

Warto zwrócić uwagę że przez całą historię zamachowca, jako dziecka i młodej dziewczyny jej losem cały czas ktoś kieruje. Na początku Robertson a później ona sama z przyszłości. O to mi chodziło z tym środowiskiem. Bo to Robertson pojawiał się mówiąc jej o tym jaka jest wyjątkowa, to on dawał jej nadzieje na to że może spełnić swoje marzenia, więc kierował w pewien sposób jej losami, dlatego uważam że jest to możliwe że historia się powtórzy jeśli kolejna wersja zamachowca jest dzieckiem poprzedniej wersji a nie nim samym (bo nadal tak właśnie uważam :P)

Tylko powiedz mi jeszcze jedną rzecz (nie wiem czy było o tym pisane już a ja to przeoczyłem). Bo zgadzamy się że w pierwotnej linii czasowej zamachu nie mógł dokonać sam agent tylko ktoś inny a dopiero Robertson zaaranżował "stworzenie" samego zamachowca.
Co się dzieje więc z samym tym zamachowcem prawdziwym? Przecież nadal za każdym razem gdy cofamy czas musimy pamiętać że ten zamachowiec istnieje nadal.

ocenił(a) film na 7
apdarw

Przepraszam że dwa posty z rzędu, ale postanowiłem jeszcze raz obejrzeć ten film i przeanalizować. I masz rację.
Dziecko, które on zabiera i podrzuca pod sierocińcem to faktycznie jest on sam, tak wychodzi według filmu i podczas oglądania tego filmu nie ma się co do tego wątpliwości, ponieważ wątpliwości rodzą się dopiero kiedy zacznie się to analizować.
Dlatego zwracam honor, masz rację w swojej interpretacji filmu, aczkolwiek sam scenariusz też jest niedopracowany ponieważ to dziecko czyli on sam nie ma początku. Bo nawet jeśli został spłodzony przez samego siebie i podrzucony, to kto spłodził pierwotną wersję jego samego.
Siedziałem nad tym dzisiaj od samego rana (jakbym nie miał nic lepszego do roboty :P) i próbowałem to rozpisać na wszystkie możliwe sposoby. I jak dla mnie nie ma takiej opcji żeby to było możliwe. Więc albo to błąd i niedopracowanie scenariusza pod tym kątem albo celowo zostało to tak zrobione jako jakaś ironia losu.

Gaarox20

Ja nie przespałem nocy bo też próbowałem zrozumieć jak to się mogło zacząć :D

ocenił(a) film na 9
Gaarox20

Odpowiem na raz na oba posty. Otóż obie kwestie nad którymi się zastanawiasz, czyli "zastąpienie" prawdziwego zamachowca oraz stworzenie fundamentów pod pętlę czasową, są chyba najbardziej problematyczne w całym filmie. Fabuła nie daje nam jednoznacznych odpowiedzi, dlatego musimy szukać ich sami. Ja podobnie do Ciebie sporo myślałem nad "Przeznaczeniem" i pisałem w głowie różne scenariusze. Pod wpływem dyskusji z innymi użytkownikami zaktualizowałem swoją interpretację, poszerzając ją o historię, która wydarzyła się przed tym, co widzimy w filmie. Wydaje mi się, że ten prolog jest najbardziej prawdopodobną opcją i chyba nie da się już wymyślić czegoś, co lepiej łączyłoby w logiczny sposób wszystkie wątki. Tekst znajduje się na pierwszej stronie gdzieś pod oryginalnym wpisem. Rozpoznasz go po długości, bo jest nawet bardziej obszerny niż pierwszy. Polecam Ci go przeczytać i napisz potem, czy taka opcja jest według Ciebie możliwa.

ocenił(a) film na 7
apdarw

Początkowo też myślałem nad wersją alternatywnej rzeczywistości jednak bardziej przekonuje mnie taka wersja:
1. Przez to że powstał wechikuł czasu i możliwość podróży w czasie nie możemy stwierdzić co było tak na prawdę pierwsze czyli:
Zamachowca i zamachów mogło wogóle nie być przed powstaniem wechikułu czasu. Całą zapętlona historię plus zamachowca stworzył Robertson, dzięki podróżom w czasie możliwe jest umiejscowienie całęj tej historii w przeszłości.
Czemu tak twierdzę? Otóż widzimy w scenie z 1985 roku że zapalnik który ma być użyty w 1975 roku Jon dostaje własnie od Robertsona w "pakiecie pożegnalnym". Jon ma przeniesc tylko raz w przeszłość i na tym zakonczyc po dezaktywacji wehikułu. Ale maszyna się nie dezaktywuje i po tym główny bohater zaczyna realizować wskazówki od Robertsona zawarte w owym "pakiecie pozegnalnym" co w konsekwencji doprowadza do tego za Jon staje sie bombiażem.(Jest kilka scen które mogą potwierdzić moją tezę, jeśli ktoś się z nią nie zgadza mogę je przytoczyć.)
Robertson wiedział, że Jon złamie przepis i nadal będzie korzystał z wehikułu.
Jest kilka scen które mogą potwierdzić moją tezę, jeśli ktoś się z nią nie zgadza mogę je przytoczyć.
2. Pamiętajmy o pytaniu, często pojawiającym się w tym filmie "co było pierwsze jajo czy kura" - innymi słowy możemy zapytać co było pierwsze Jon/Jane czy dziecko (pytanie nie do wyjaśnienia)
3. Stary Jon staję się bombiażem przez liczne podróże w czasie, zaczyna wariować, szukać sensu istnienia, podąża za wskazówkami Robertsona. Jon jest według mnie narzędziem kierowanym przez Robertsona w celu zbadania działania wehikułu, możliwości utworzenia zapętlonej rzeczywistości.

ocenił(a) film na 9
Dario_R

Też myślałem nad takim rozwiązaniem, tylko nie potrafiłem doszukać się motywacji Robertsona w takim, a nie innym postępowaniu. Jaki byłby wówczas cel takiego działania? Odpowiadasz, że jest nim po prostu praktyczne sprawdzenie możliwości wehikułu i przekonanie się, co można za jego pomocą zdziałać. To trochę mało przekonujące, ale lepsze to niż nic. Załóżmy więc, że tak było. Robertson postanowił stworzyć pętlę czasową, która nie miałaby żadnego wpływu na przyszłość/teraźniejszość. Wykorzystał agenta do stworzenia bombiarza i jednocześnie przekonał go (albo podświadomie nakierował), aby powstrzymał sam siebie, nie dopuszczając do zamachu. Moje pytanie brzmi: jak to jest możliwe? Nie rozumiem, w którym momencie doszło do rozwarstwienia agenta, tak że istniał w więcej niż jednej postaci i w jaki sposób nigdy nie zniechęcił się do tego planu. W końcu świadomie stworzył sam siebie, wiedząc kim zostanie w przyszłości. Jeżeli nie posiadał takiej wiedzy jak Robertson, to zwyczajnie nie jestem w stanie pojąć, dlaczego miały miejsce te wszystkie wydarzenia, które widzimy w filmie. Jeżeli znasz odpowiedzi na te pytania, to byłoby świetnie, gdybyś opisał to wszystko od początku, potwierdzając stosownymi argumentami. Najlepiej tak jak ja w pierwszym poście. Oczywiście, jak znajdziesz czas ;-)

PS. Co do pytania: "co było pierwsze: jajko czy kura?" - w filmie pada na nie odpowiedź. Jest to kogut, a więc czynnik zewnętrzny. W tym wypadku agent, który przybywa z przyszłości i daje początek całemu zdarzeniu.

ocenił(a) film na 9
apdarw

Film się świetnie ogląda,ale sporo w nim głupot. Skoro wiedzieli kim jest zamachowiec,wystarczyło się cofnąć i go zabić - proste.

Po 2 jeśli Jane to Jon to ich dziecko będzie już kimś innym, inną osobą, a w filmie żeby zapętlić porywają dziecko i mówią nam że to Jane co już nie jest prawdą.

Wiele rzeczy można sobie jakoś tam sobie wytłumaczyć czy nie brać wszystkiego aż tak serio bo to tylko film i to s-f ,ale że dziecko staje się później swoją matką haha takie rzeczy to tylko w Modzie na sukces :D

ocenił(a) film na 9
goly

O Jezu, tutaj trzy strony dyskusji i kilkadziesiąt komentarzy odpowiadających w szczegółach na wypisane przez ciebie kwestie, a ty i tak piszesz swoje, z niczym się po drodze nie zapoznając :-/

użytkownik usunięty
apdarw

Jeszcze coś dodam. Zgadzam się z Dario w wielu kwestiach.
"Całą zapętlona historię plus zamachowca stworzył Robertson, dzięki podróżom w czasie możliwe jest umiejscowienie całęj tej historii w przeszłości".

Kolejnym dowodem na to jest dialog między Robertsonem i "barmanem", kiedy Jon leży nieprzytomny po skoku o 22 lata do przodu.
Barman mówi, że bomber nadal działa, na co Robertson mówi, że wiele się dzięki niemu nauczył jako agent, reszta agentów również.
Barman na to: mówisz to tak, jakbyś go podziwiał.
Robertson: gdyby nie syczący - organizacja by nie powstała.

Wcześniej Robertson chwali barmana i mówi, że jest on darem, a przecież wiedział, że to on stanie się zamachowcem.
Myślę, że to wystarczające dowody.

ocenił(a) film na 8
goly

żal

użytkownik usunięty
apdarw

"Jaki byłby wówczas cel takiego działania?"

A czy musi być cel w tworzeniu? Twórca tworzy często dla samego "tworzenia", czyli tworzenie jest celem samym w sobie.

Robertson stworzył coś, czego pewnie nikomu się wcześniej nie udało - węża, który połykał swój ogon.
Poza tym dał temu barmanowi/agentowi jakiś cel, sens życia, którego ten wcześniej nie widział/nie posiadał, a był on (cel) dla niego tak ważny, że zagubił się w tym doszczętnie.

Ogólnie ten film jest nasycony symboliką i można go interpretować na różne sposoby.
Równie dobrze mogły być to omamy nawalonego pisarza (pseudonim Niezamężna mamuśka, o ile dobrze pamiętam), który za wszelką cenę szukał swojej utraconej weny i inspirował się atakami/wycinkami z prasy. Dodam, że facet mógł być wcześniej kobietą. W końcu wszystko sobie poukładał w głowie i mógł zacząć pisać historię ukazaną w filmie.
I chociaż ta wersja jest mocno naciągana, to jednak można sobie i tak to zinterpretować.

ocenił(a) film na 9

Ten film to nie Mr. Nobody, czy Donnie Darko... nie jest żadną alegorią, nie ma tu metafor i głębokiej symboliki. Treść "Przeznaczenia" jest prosta, a zrozumienie utrudnia sama konstrukcja fabuły i forma przekazu. Interpretacja jest jedna, a jeśli nie jesteś do niej przekonana polecam lekturę opowiadania "All You Zombies" autorstwa R. Heinleina na postawie którego powstał film.

ocenił(a) film na 8
apdarw

Jak dla mnie wyjaśniłeś bardzo konkretnie i pieczołowicie jak rozumieć ten film.

apdarw

@apdarw
Wersję prologu 'z genami', którą proponujesz, uważam za pójście nie w tym kierunku, acz oczywiście nie niemożliwą (wiadomo, nikt z nas nie przedstawi scenariusza, jakim on faktycznie był, a wszystko to tylko domysły).

Jednakże...
Zgadzamy się co do tego, że do 1985 roku biegła oryginalna historia zdarzeń. Pytanie: jak mogła wyglądać oraz kiedy i w jakich okolicznościach Robertson zwerbował przyszłego agenta?
Zamiast wersji "genowej". pomyślałbym nad prostszą (bo i po co niepotrzebnie coś gmatwać, gdy nie trzeba). Tak więc...

Historię do roku 1985 widzę tak...
*
Normalnie przychodzi na świat hermafrodyta Jane i ląduje w sierocińcu. Wyrasta na młodą dziewczynę. Z takiego czy innego powodu przechodzi zabieg zmiany płci i staje się Johnem. Pewnego dnia ulega nieszczęśliwemu wypadkowi poparzenia, otrzymuje nową twarz "barmana" i z czasem staje się bomberem.
W tej wersji nie widzę potrzeby, aby wcześniej miała z kimkolwiek zajść w ciąże i urodzić dziecko, gdyż do niczego nie było to potrzebne, a już na pewno nie stało na przeszkodzie w staniu się zamachowcem.

Historia po 1985 po wynalezieniu wehikułu... czyli "jak mogła powstać pętla".
*
Pierwszego skoku dokonuje Robertson. Cofa się do czasu, gdy Jane była młodą dziewczyną i ją werbuje do swojej agencji, rzekomo lotów w kosmos (czyli to samo, co widzieliśmy w filmie). Agencja oczywiście zajmuje się zapobieganiem katastrofom z przeszłości. Jane przechodzi tam zabieg zmiany płci, staje się agentem Johnem, który z powodzeniem rozpoczyna swoje liczne misje (100, tak jak napomknął Robertson). Niestety podczas jednej z nich ulega poparzeniu i otrzymuje twarz "barmana".
*
Drugiego skoku dokonuje już agent "barman". Cofa się do 1970 r., Zatrudnia się jako barman. W barze poznaje Johna, zabiera go ze sobą i skaczą do 1963, aby ten zapłodnił sam siebie (Jane). Następnie barman skacze rok do przodu, porywa w szpitalu owoc miłości ich krótkiego związku, skacze z nim do 1945 r. i podrzuca go do sierocińca. Od tego momentu mamy dziecko zrobione przez przyszłe wersje samego siebie i praktycznie w tym punkcie może ruszyć opowiadanie Johna w barze "przyszedłem na świat 13 września 1945, jako dziewczynka....", a dalsze wydarzeniu już zgodnie z fabułą filmu.
*
Tak w największym skrócie mogła powstać pętla i w tym scenariuszu pozbywamy się kłopotu z genami i osobami trzecimi. Jeśli w pośpiechu nie zrobiłem gdzieś błędu, to taki bieg wydarzeń wydaje mi się najseksowniejszy.
Jak to widzisz?

ocenił(a) film na 9
Gabriel_Vaughn

W porządku, zgadzam się, mogłoby tak być. Tylko, że moja wersja jest bardziej skomplikowana nie bez powodu. Tłumaczy ona kwestie wypominane przez innych użytkowników, dotyczące ograniczeń biologicznych sprawiających, że niemożliwe jest poczęcie siebie samego lub własnej kopii z tą samą świadomością.

"...to taki bieg wydarzeń wydaje mi się najseksowniejszy" - nie wiem czy napisałeś to specjalnie, czy to po prostu zabawne przejęzyczenie :-D

apdarw

Nawet nie zauważyłem tej literówki. Chodziło o wersję najsensowniejszą, ale zaryzykuję twierdzenie, że się domyśliłeś ;)

Co się zaś tyczy tego zagadnienia ze świadomością i genami, to od razu zaznaczam, że na genetyce się nie znam.
Jednakże, nawet laicko nie widziałem potrzeby rozważania sytuacji, czy przy poczęciu dziecka przez starsze wersje samego siebie, miałyby tu występować jakieś bariery.
*
Odnośnie świadomości, to w moim odczuciu, ktokolwiek i z kimkolwiek spłodziłby dziecko, to zawsze urodziłoby się z unikalną świadomością. Tak więc dziecko Jane i Johna nie będzie miało jednej i tej samej świadomości, którą oni mieli. Tego jednak nie uważam za problem (o czym dalej)
*
Odnośnie genów, to nie wiem, jaki człowiek urodziłby się w wyniku połączenia osób identycznych genetycznie. Na logikę, to takie dziecko powinno być przynajmniej bardzo podobne, bo w końcu mieszają się ze sobą geny takich samych genetycznie rodziców.
*
Nawet gdyby w wyniku takiego połączenia, owo dziecko nie okazało się takie samo genetycznie, co każdy z rodziców z osobna, to spokojnie mogłoby odziedziczyć taki sam wygląd oraz te same cechy charakteru. A to dlatego, bo jakby nie było, Jane i John mieli taki sam charakter oraz te same geny odpowiedzialne za wygląd (bo wiadomo, że genetycznie John się nie zmienił, a jedynie przeszedł terapię hormonalną).
*
Podsumowując... Nie widzę problemu, aby to dziecko również okazało się hermafrodytą, wyglądało tak samo, miało taki sam charakter, myślało w ten sam sposób, a jedyne co miało inne to - mówiąc religijnie - duszę, lub bardziej przyziemnie - nową świadomość. To ostatnie dlatego, gdyż nie ma takiej możliwości, aby w tej samej linii czasowej, jedna i ta sama świadomość zaistniała w dwóch osobach.
Jeszcze bardziej to uściślając, uważam, że za każdym razem dziecko poczęte przez Jane i Johna, wyrastałoby przynajmniej na wizualną kopię Jane oraz miało jej cechy charakteru (jakby nie patrzeć, jednocześnie i jego). I tak naprawdę, to właśnie te "szczegóły" powinny być dla nas najważniejsze oraz dla funkcjonowania powtarzalnej pętli, aby Jane wyglądała tak samo i cechowała się takim samym charakterem, który będzie prowadził ją do podejmowania takich samych decyzji.

Tak to widzę i mam nadzieję, że o to chodziło z tym problemem.

ocenił(a) film na 9
Gabriel_Vaughn

I prawdopodobnie taki był właśnie zamysł autora powieści i twórców filmu, aby utrzymać ciągłość wykreowanej pętli czasowej. Z tym, że znalazł się tutaj na forum jakiś biolog, który usilnie przekonywał mnie, że taka sytuacja nie mogłaby zaistnieć. Rozmnażanie i powstawanie nowych osobników opiera się na procesie rekombinacji genowej (tzw. crossing-over), w związku z czym nawet z takiego samego zestawu genów (genomu) może powstać zupełnie inna osoba, zarówno w zakresie fizycznym jak i charakterologicznym. Oczywiście nie dało się mu wytłumaczyć, że w filmie science fiction nie tylko prawa fizyki mogą być modyfikowane :-)

apdarw

No właśnie o to w takim filmie chodzi, że skoro z łatwością godziny się na sytuację występowania podróży w czasie(?) oraz zapładniania samego siebie(??), to rozważanie kwestii, jakie wyjdzie z tego genetycznie dziecko (czy kropla w kroplę, czy zupełnie nie podobne do rodziców), jest już trochę bezsensowne. Mówię "trochę", gdyż ogólnie z punktu widzenia genetyka pewnie może być to intrygujące i nie chcę odbierać prawa do rozmyślania na ten temat, gdyż tak szersze to nawet jakoś i mnie to lekko zaciekawiło, choć jak mówię - zielony jestem w tym temacie i na pewno nie próbowałbym tego podnosić jako argumentu próbujący obalić jakąś wersję wydarzeń, gdyż w pierwszej kolejności należałoby stwierdzić, że wszystko nie ma sensu z uwagi na sam fakt przemieszczania w czasie, który to model póki co jakoś jeszcze nie przyjął się jako regularny sposób na podróżowanie ;)

Nie wnikam w Twoje spory z jednym z genetyków tutaj.

ocenił(a) film na 9
Gabriel_Vaughn

Dokładnie o to chodzi. Ludzie oglądający film akceptują zjawisko podróży w przeszłość, która nigdy nie będzie możliwa; ale mają już problem z bardziej pobłażliwym potraktowaniem innych aspektów z pogranicza fantastyki naukowej.

ocenił(a) film na 10
apdarw

Przed chwilą obejrzałem "Przeznaczenie", od razu pojawił mi się mętlik w głowie. Obejrzałem ponownie końcówkę, a potem jeszcze sam początek - do momentu w barze. Wyszło mi, że dziewczynka z sierocińca, (a więc dziewczyna próbująca dostać się SpaceCorpu i kobieta która traci dziecko) gostek który wbija do baru, barman i terrorysta którego widzimy pod koniec to jedna i ta sama osoba.
Zadałem sobie pytanie - ale dla czego?, po co to wszystko. Odpowiedzią na te pytania jest jeden twoich postów gdzie próbujesz opowiedzieć całą historię (wraz z tymi momentami - nie ukazanymi na filmie). Stwierdzenie, że Robertson "programuje" młodego terrorystę do zabicia siebie tuż przed zamachem jest słuszne. W ten sposób powstaje pętla, która nie doprowadza do wybuchu, bo za każdym razem agent zabija terrorystę, po czym sam staje się terrorystą. Aby przerwać pętlę, Agent musi pozwolić sobie - czyli terroryście wysadzić budynek.

ocenił(a) film na 9
wdwdr

Dokładnie tak to właśnie wygląda. Sam po kolejnym seansie jedynie potwierdziłem słuszność swoich rozważań. Tym razem zwracałem uwagę na drobne detale i szczegóły, które dodatkowo sprawiają, że wszystkie wątki łączą się ze sobą jeszcze precyzyjniej. Widzę, że oceniłeś film bardzo wysoko, więc nie będę Cię przekonywał, aby obejrzeć go ponownie, bo na pewno jeszcze kiedyś do niego wrócisz :-)

ocenił(a) film na 9
apdarw

To teraz ja. A jeżeli Robertson nie jest oddzielną osobą tylko Johnem/Jane, Barmanem i Bombiarzem?

ocenił(a) film na 9
robert418

To współczuję człowiekowi przebytych operacji plastycznych.

ocenił(a) film na 9
apdarw

Sam twierdził, że je miał wcześniej.

ocenił(a) film na 9
robert418

Niby w którym momencie tak stwierdził?

ocenił(a) film na 8
robert418

no wlasnie tez mnie to nurtuje czy Robertson tez jest Johnem ?

ocenił(a) film na 9
Ged24

Toby wszystko pasowało do siebie i elegancko spięło pętlę czasową.

ocenił(a) film na 9
robert418

Heh... na moje oko w ogóle by nie pasowało. Udowodnienie korelacji pomiędzy pozostałymi bohaterami było dużym wyzwaniem i ciężko było sensownie połączyć niektóre wątki. Dołączenie do tego Robertsona, jako kolejnego wcielenia, byłoby już zbytnim przegięciem. Ciężko mi sobie nawet wyobrazić, jak by to miało funkcjonować, gdy jedna osoba pojawia się równolegle pod trzema różnymi postaciami. Ale jeżeli jesteś pewien swojej teorii i według ciebie da się do wszystko logicznie połączyć; to może spróbuj to chronologicznie opisać, tworząc obraz takowej pętli czasowej. Chętnie przeczytam i podyskutuję :-)

ocenił(a) film na 9
apdarw

Nie będę chronologicznie tego opisywał, bo zajęłoby mi to strasznie dużo czasu a i tak pewnie nie opisałbym tego jak to sobie wyobrażam. To co przedstawiłeś na początku tematu teoria o liniach czasu tudzież światach równoległych brzmi logicznie jeżeli przyjmujemy liniową strukturę czasu, a przecież wcale nie musi taka być. O wiele prostszym i bądźmy szczerzy bardziej eleganckim rozwiązaniem jest przyjęcie kształtu koła bez punktu wejścia i wyjścia czyli węża Uroborosa, który jest pokazany przecież w filmie jako pierścień.Ergo historia nie ma początku ani końca. Barman nie może zabić Fizzle Bombera w postaci podstarzałego hipisa przecież bombiarz na początku filmu i podczas konfrontacji ma twarz Samotnej Matki/Johna, który możemy przyjąć zaczął wysadzać z powodu przeciążenia psychiki podróżami. W ostatniej sekwencji Barman nie wpada na pomysł zostania bombiarzem tylko na uratowanie życia "hippisowi" (przenosi go w czasie?), ten być może postrzelony w twarz przechodzi kolejną operację plastyczną zostaje panem Robertsonem (odrazu rzucają się w oczy jego dość kobiece rysy twarzy przecież) i pod wpływem niewątpliwego wpływu nadszarpniętej psychiki postanawia domknąć koło. Doprowadza do powstania machiny do przenoszenia się w czasie i zostaje dyrektorem agencji. Któż mógłby stanąć na czele tak niezwykłej organizacji jak nie osoba tak niezwykłą jak Jane/John? No i słowa Robertsona o tym, że sam wcześniej skakał w czasie jako agent, przeszedł kilka operacji i on najlepiej wie jak bardzo można się podczas skoków pogubić i jak one wpływają na człowieka.

ocenił(a) film na 9
robert418

Hmm... za dużo tutaj domyśleń i wyobrażeń. Praktycznie dopisujesz własną kontynuację filmu, bo nic z tego co napisałeś nie ma podstaw we właściwej linii fabularnej. Równie dobrze można by uznać to wszystko za sen lub symulację komputerową, co jakby nie patrząc wydaje się nawet sensowniejsze :-)

"...który możemy przyjąć zaczął wysadzać z powodu przeciążenia psychiki podróżami." - Serio... możemy tak przyjąć? To najbardziej naciągana rzecz, jaką ostatnio czytałem :-D

"W ostatniej sekwencji Barman nie wpada na pomysł zostania bombiarzem tylko na uratowanie życia "hippisowi" (przenosi go w czasie?)" - To niemożliwe, przecież widzimy na ekranie, jak go zabija. Poza tym to jedynie domysły.

"ten być może postrzelony w twarz przechodzi kolejną operację plastyczną zostaje panem Robertsonem (odrazu rzucają się w oczy jego dość kobiece rysy twarzy przecież) i pod wpływem niewątpliwego wpływu nadszarpniętej psychiki postanawia domknąć koło." - Znowu kolejne dopowiedzenia i pisanie scenariusza na nowo. W dodatku wymyśliłeś absurdalny związek przyczynowo-skutkowy :-/

"Doprowadza do powstania machiny do przenoszenia się w czasie i zostaje dyrektorem agencji." - Totalne przegięcie. Z jednej strony był tak mądry, że potrafił stworzyć wehikuł czasu; a z drugiej na tyle głupi, żeby nie potrafił wykorzystać tego w odpowiednim celu. No bo powiedz, jaki byłby cel/sens stworzenia tego wszystkiego. Komu lub czemu miało to służyć. Choroby psychicznej nie kupuję :-(

"No i słowa Robertsona o tym, że sam wcześniej skakał w czasie jako agent, przeszedł kilka operacji i on najlepiej wie jak bardzo można się podczas skoków pogubić i jak one wpływają na człowieka." - Obejrzyj film jeszcze raz. On wcale tak nie powiedział. Mocno przekręciłeś (żeby nie powiedzieć zmanipulowałeś) tę wypowiedź.

Można by długo wymieniać minusy tej teorii, bo wszystkie zarzuty jakie padły do mojej interpretacji, można by z powodzeniem odnieść do Twojej. W dodatku z lepszym skutkiem, bo mi się udało obronić ;-) Skoncentrowałem się tylko na tym co napisałeś, "bo zajęłoby mi to strasznie dużo czasu" ;-)

ocenił(a) film na 9
apdarw

1. Zgadza się nieco domyśliłem.
2, Zgadza się to może być sen lub symulacja (ale nie jest).
3. Samotna matka wysadza bo zwariował nie ma innego powodu.
4. Związek wcale nie jest absurdalny, tym bardziej biorąc pod uwagę, że cała historia jest związkiem przyczynowo-skutkowym po wyjęciu którego nie byłoby Johna/Jane to jest wystarczający powód.
5. Hippis nie jest bombiarzem
6. Nie musiał jej wymyślać wystarczy, że zainicjował pomysł
7. Tak to zapamiętałem.
8. Film jest o nieskończonej pętli na 100% nie o terroryście wysadzającym ludzi. Trochę nie zauważasz ducha opowieści.

ocenił(a) film na 9
robert418

1. Nie "nieco", ale wszystko.
2. Tego nie wiesz, przecież jest to tak samo prawdopodobne jak Twoja sugestia.
3. Wysadza dlatego, żeby powstrzymać większe katastrofy. Tłumaczy to na końcu filmu w pralni.
4. Nie rozumiem Cię... W jaki sposób to co napisałeś odnosi się do mojego stwierdzenia, że absurdalne jest |"domknięcie pętli" z powodu nadszarpniętej psychiki| Ogólnie to zdanie jest błędne logicznie i konstrukcyjnie, przez co nie mogę doszukać się sensu :-(
5. To fajnie jakbyś napisał kim jest ten "hippis". Jak używasz własnych określeń, to warto je wyjaśnić :-/
6. Nie wiem do czego się odnosisz. Pisz proszę bardziej szczegółowo albo używaj cytatów. Chodzi o wymyślenie wehikułu czasu, czy pętli czasowej? W każdym razie to i tak nie jest odpowiedź na moje pytanie :-/
7. Heh... no cóż pamięć bywa zawodna. Polecam obejrzeć ten fragment ponownie ;-)
8. Proszę Cię... przecież ja o tym doskonale wiem. Jestem w końcu założycielem tego tematu i moja interpretacja właśnie o tym mówi. Ba... przez cztery strony dyskusji staram się przekonać do tego innych i udowodnić, że w filmie chodzi właśnie o stworzenie samo-domykającej się pętli, która będzie powstrzymywać zamach w nieskończoność. Nie wiem w ogóle, jak doszedłeś do wniosku, że się z tym nie zgadzam. Tylko dlatego, że się z Tobą nie poparłem Twojej teorii? I co niby jest prawdziwym duchem tej historii? Z Twojej wypowiedzi wynika, że jest nim możliwość wrzucenia do tej pętli każdego :-P

Wszystko musi mieć swój porządek - przyczynę i skutek. Moim zdaniem fabuła układa się idealnie, gdy Robertson stoi z boku - planuje, manipuluje i wysługuje się innymi. W momencie gdy wrzuci się go w centrum wydarzeń i zrobi z niego postać pierwszoplanową, wszystko zaczyna się psuć, a historia traci sens. Nie widzę tutaj logiki w rzekomych poczynaniach Robertsona, który tracąc umysł, nadal jest w stanie dopiąć wszystko na ostatni guzik. Poza tym, gdzie tu miejsce na pętlę, gdy pomimo śmierci Jane/Johna/bombiarza, ich kolejne "wcielenie" żyje nadal. Robertson musiałby się jakoś sklonować i "uwięzić" swoją młodszą wersję w przeszłości. No bo jak wytłumaczysz to, że spotkali się razem w teraźniejszości (rok 1985)? Rozumiem, że możesz spotkać się z młodszym sobą w przeszłości, ale oni nie spotkali się tylko wtedy. Widzieli się co najmniej raz w czasach obecnych, bo jest taka scena w filmie. To może być możliwe tylko wtedy, gdy są osobnymi istotami.

ocenił(a) film na 8
apdarw

"Ciężko mi sobie nawet wyobrazić, jak by to miało funkcjonować, gdy jedna osoba pojawia się równolegle pod trzema różnymi postaciami"

Skoro pojawia sie pod 2 to co w tym dziwnego zeby pojawił sie pod 3 ? Przeciez pod koniec filmu po zabiciu bombiarza rozmawia w sklepie z antykami z brunetka ktora bardzo podobnie prowadzi z nim rozmowe jak on z samym soba w barze (czyzby brunetka byla kolejnym johnem?)

ocenił(a) film na 9
Ged24

Głupie pytanie. Istnienie jednej osoby pod dwiema różnymi postaciami w jednym wymiarze już samo w sobie wydaje się nieprawdopodobne i ciężko jest poskładać wszystkie wątki w logiczną całość, co zresztą widać po złożoności dyskusji na forum. Teraz dodaj sobie do tego jeszcze jedno wcielenie, różniące się dodatkowo w sposób fizyczny i psychiczny, którego historia sięga nawet wcześniej niż innych bohaterów. Tego nie da się już nawet wytłumaczyć teorią światów równoległych, bo historia wyglądałaby trochę jak przechodzenie przez warstwy snu w "Incepcji". Mamy przecież do czynienia z pętlą, którą można utworzyć mając jedynie 2 końce, spróbuj zgrabnie zatoczyć historię mając 3 rozwidlenia, po prostu się nie da. Wątki wszystkich bohaterów nigdy nie będą się ze sobą spajać, połączysz losy dwóch, ale trzeci będzie kolidował. Poza tym wówczas nie byłoby pytania "co było pierwsze: jajo czy kura?", a bardziej "jajo, pisklak. czy kura?" ;-)

ocenił(a) film na 9
Ged24

A z tą brunetką to chyba żart? o_O Poza tym rozmawiał z nią przed, a nie po zabiciu bombiarza.

ocenił(a) film na 8
apdarw

kim jest Robertson ?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones